Rozdział 21: Przygotowania do turnieju
Gdy
Kamil wrócił ze sklepu, Justyna, która tym razem poszukiwała Gastly’ego, dała
mu klucze do sali za pałacykiem Agaty i powiedziała, że cioci na razie nie ma,
bo pojechała załatwić pewne ważne „sprawy”. Kamil nie dopytywał się o
szczegóły, zresztą nie miał na to czasu, bo dziewczyna od razu gdzieś pobiegła.
Wypuścił Pokemony na małą arenę i powiedział, że mogą się wyszaleć, korzystając
z tego, że ściany były chronione polem siłowym. Jednak stworki nie miały ochoty
na harce, położyły się spać i tylko czasami leniwie się ze sobą bawiły.
Zaczyna
mnie to wszystko, kurde, przerastać – pomyślał Kamil. Robert zwariował, matkę
oraz „ex-ojca” pewnie znowu obraził i na dodatek zapomniał hasła do konta w
aplikacji trenerskiej, którą właśnie chciał zainstalować na nowym telefonie.
Jęknął rozgoryczony i usiadł w kącie sali. Od betonu wiało chłodem, ale i tak siedzenie
tutaj było przyjemniejsze, niż chodzenie w tę i z powrotem.
Przed
oczami znów pojawił się mu brat odciągany przez policjantów, który krzyczał: „Pożałujesz,
że ten Pokemon żyje”. Raichu. Nie nie bawił się z innymi, tylko przyglądał się
mu bystrymi oczami, tuż poza zasięgiem ręki. Interesowało go każde westchnięcie,
każde krzywe spojrzenie, a jednocześnie jego pyszczek nie wyrażał właściwie
żadnych emocji.
– O co
ci chodzi, co? – zapytał w końcu Jankowski. – Nie możesz pobyć z innymi? Ja…
zrozum, jestem teraz zły. Nie chcę być z wami, bo bym na was niepotrzebnie
nakrzyczał.
Cieszył
się, że nie wymsknęło mu się „nie chcę być z tobą”, choć nie minąłby się wiele
z prawdą. Raichu, a raczej tajemnica, którą miał znać, zaczynała go niepokoić.
Nie chciał jej poznać, bał się tego, jak wiele osób chciało jej dla siebie.
Weronika, Robert, ta czarna poczwara… Dlatego nawet o nią nie pytał.
Stwór w
odpowiedzi na jego słowa wzruszył ramionami i uśmiechnął się delikatnie.
Właściwie wszystkie gesty miał zdawkowe, minimalistyczne. Kamil przez cały
dzień nie widział, by Raichu kiedykolwiek zrobił coś nieprzewidywalnego albo po
prostu niepotrzebnego. Teraz stwór miał pewnie na myśli: „No i co z tego?”
– Ale
ja nie chcę na was krzyczeć! – uniósł się chłopak. Zdał sobie sprawę co zrobił
i zrezygnowany walnął pięścią w ścianę. – No i widzisz?
Kowalski,
zobaczywszy co się dzieje, niczym starszy brat podszedł do Raichu i delikatnie
trącając go pletwą, zmuszał go, by ten dołączył do pozostałych. Elektryczna
mysz nie zamierzała się jednak ruszyć. Pingwin wyglądał na coraz bardziej
zaniepokojonego. Nie chciał zwracać na siebie uwagi, a upór mniejszego stworka
wcale mu w tym nie pomagał. Kamila przeszedł dreszcz, gdy to zobaczył, bo
widział siebie sprzed kilku lat. Tak samo odciągał młodszego brata, po tym jak
ojciec na niego nakrzyczał. Byle tylko nie zaogniać konfliktu, byle się
przemknąć i przeczekać gorszy nastrój rodzica.
Czy tym
się właśnie stawał? Swoim ojcem?
– Przestań,
Kowalski – powiedział już kompletnie zawiedziony samym sobą. – Nie chcę żebyście
się mnie bali.
Zrobiło
mu się potwornie przykro. Zawiódł chyba każdą bliższą osobę. Ojca, matkę,
pewnie i Roberta, Anię… A teraz nawet jego stworki się go obawiały.
Empoleon poirytowany przewrócił oczami i
pokiwał przecząco głową. Wskazał na Kamila, zrobił smutną minę i ponownie
wykonał przeczący gest.
–
Dlaczego niby mam się nie martwić? – zapytał z wyrzutem chłopak.
Kowalski
aż podskoczył poirytowany. Pozostałe Pokemony zebrały się przy nich zainteresowane
kłótnią. Pingwin mówił coś, pokazywał, ale Kamil nie miał pojęcia, o co mu
chodziło. Stwór poszukał pomocy wśród kompanów, gdy nagle uradowany podbiegł do
Gengara i coś powiedział w swoim języku.
Duch wyciągnął zza pleców znak, na którym
widniał przestraszony Empoleon. Kowalski wściekł się i pacnął Kubę płetwą. Ten
poprawił się. Na iluzorycznym znaku był już wystraszony Pokemon, ale
przekreślony.
–Nie
boisz się mnie? – zapytał z nadzieją. – W takim razie dlaczego tak się
zachowujesz?
Pingwin
odetchnął z ulgą. Próbował coś wytłumaczyć Gengarowi, ale w końcu machnął
płetwą i po prostu ni stąd, ni zowąd, przytulił się do trenera. Zaraz dołączyły
do niego inne Pokemony, Arcanine zaczął lizać chłopaka po pysku, Cicha weszła
mu pod rękę, a Kuba pokazał znak, na którym przytulanie było przekreślone, ale
serduszko zaznaczone zielonym ptaszkiem. Nawet Raichu położył łapkę na kolanie
chłopca. Chyba nie należał do zbyt wylewnym stworów.
– Po
prostu się o mnie troszczycie? – zapytał.
Pingwin
skinął głową, jakby chciał powiedzieć: „Jasne, głupku”. Wtedy Aggron złapał
chłopaka w dwa potężne łapska i podniósł go do góry. Zamierzał go podrzucić,
gdy…
– Nie,
nie, nie! – krzyknął przerażony Kamil. – Starczy tej czułości. Sufit jest za
nisko. Możesz mnie odstawić na ziemię?
Potężny
stwór niechętnie wykonał polecenie. Ten już na ziemi podciągnął spodenki i
poprawił t-shirt. Mimo wszystko poczuł się lepiej. Trochę było mu wstyd za to,
że tak łatwo zwątpił w swoich przyjaciół, a także w siebie.
–
Dzięki – rzekł, nie podnosząc wzroku. – Czasem musicie mi przypominać, jaki ze
mnie bałwan. Jesteście najlepszymi Pokemonami – powiedział już pewniej. – Każdy
trener chciałby mieć taką bandę. Zaraz się wami zajmę, ale najpierw muszę zarejestrować
Raichu. Potrzebuję jednak hasła do mojego konta, którego niestety zapomniałem.
Czy komuś wspominałem o czymś takim? – zapytał, z nutką zawahania w głosie.
Empoleon
po raz kolejny przewrócił oczami, najwyraźniej Kamil ostatnio zbyt często
wystawiał jego cierpliwość na próbę. Stwór wskazał na siebie, potem Szarika i
następne Pokemony w określonej kolejności. Jankowskie olśniło. Pierwsze litery
imion stworków, w kolejności w jakiej dołączyły do drużyny.
–
Dzięki… Pinguś – rzucił z zawadiackim uśmiechem.
Kowalski
prychnął wzniośle, ale wyraźnie ucieszyło go to, że Kamilowi już się poprawił
humor. Pokemony zostawiły trenera i Raichu samych.
–
Jest! – powiedział Kamil z egzaltowaną ulgą, gdy hasło zadziałało. – W sklepie
dowiedziałem się o sposobie, dzięki któremu dołączysz do mojej drużyny bez zbędnego
stresu. Ten telefon ma taki sam czujnik przywiązania i skaner jak kule czy
Pokedexy, więc powinien cię zarejestrować i przydzielić ci nowe mieszkanko, ale
nie będziesz musiał do niego wchodzić. Powinieneś chyba przyłożyć łapę, żeby
zadziałało.
Stwór
dotknął malutkimi palcami obudowy urządzenia. Aplikacja o dziwo rozpoznała
Pokemona już za trzecim razem. Ekran wypełnił się wykresami i danymi, Raichu
według szacunków skanera ważył cztery kilogramy mniej niż przeciętny
przedstawiciel gatunku, był też odrobinę niższy. Jeżeli była to prawda, to
stwór ostatnio nie był zbyt dobrze karmiony, tak jak podejrzewał Kamil.
Chłopca
zainteresowało jedno z wolnych pól.
– Wypadałoby
wpisać twoje imię. Najlepiej jak teraz coś wymyślimy. Pamiętam, że na Cichą
wpadłem od razu, tak samo było Szarikiem i Młotem. Z Kubą miałem lekki zgryz,
ale uznałem, że imię związane z dawno już nieżywym mordercą pasuje do ducha.
Teraz wydaje mi się to lekkim przegięciem, ale przecież nie wszystkie Jakuby są
złe. Najtrudniej chyba było z Kowalskim. Dostałem go tak samo jak ciebie.
Policja złapała złodziei z Zespołu R, jednak nikt się po niego nie zgłosił,
więc wylądował w sali w Azurii, a potem trafił do mnie. Pomyślałem, że
najlepiej zrobię, jeżeli jakoś uczczę byłego właściciela odpowiednim imieniem.
A największa szansa, że trafię, była właśnie z Kowalskim.
Chłopak
zaśmiał z własnej „przemyślności”. Wiele się zmieniło od tamtego czasu. Znajomi
zaczęli się interesować co u niego słychać, rozpoznawano go w miastach, których
nigdy nie był i nawet młodszy brat chętnie słuchał przez telefon opowieści o
kolejnych złapanych Pokemonach i stoczonych walkach. Bywało ciężko, nieraz zdarzały
się dni bez jedzenia, które zawsze nadrabiał potem z nawiązką, a pieniędzy na
początku brakowało niemal zawsze. Za nic jednak nie zmieniłby podjętej decyzji.
Zresztą został do niej niejako zmuszony. Ojciec dowiedziawszy się o tym, że
chłopak potajemnie trenuje Kowalskiego, postawił ultimatum – albo z tym
skończy, albo może wynosić się z domu. Kamil większej zachęty nie potrzebował.
Zdał
sobie sprawę, że Raichu znów mu się bacznie przyglądał.
– Nie
patrz tak na mnie. – Wzdrygnął się żartobliwie. – Czasem wydaje mi się, że tymi
swoimi oczkami czytasz, co myślę. Jest w tobie coś… – zabrakło mu słowa –
ludzkiego. Nieważne, lepiej zastanówmy się nad imieniem. Piorun wydaje mi się
zbyt oczywiste, zresztą dziwnie by brzmiało: „Piorun, atakuj piorunem!”. Sparky
i inne amerykanizmy sobie darujmy. Nowak to chyba przesada. Podobnie jak
Strzelcki – dodał ponuro. Spojrzał na stworka. Co było w nim
charakterystycznego? Co go wyróżniało, oprócz tego, że dostał go od
niby-prawdziwego-ojca? – Wiem, ha ha! Rudy. Może być?
Raichu
chwilę zastanawiał się z nietęgą miną. W końcu pokręcił przecząco głową.
– Może
masz rację – przyznał. – Zresztą, za bardzo byś mi się kojarzył z pewną rudą
czarownicą, którą miałeś już okazję poznać. Czekaj chwilę.
Wyszukał
bazę imion w internecie. Szybko znalazł odpowiednie.
– Mam
coś poważnego. Seweryn. Zwyczajnemu Raichu chyba nikt nie dałby takiego imienia,
ale ty nie jesteś zwyczajny. Zostajemy przy tym?
Stwór
tym razem się zgodził. Kamil dodał zmianę i zapisał profil Pokemona. Miał
wreszcie swojego elektrycznego Pokemona. Może podskoczy w rankingach miejscowych
ekspertów.
– No
dobra, skoro mamy to już za sobą, trzeba zrobić coś jeszcze – rzucił dziarsko i
podniósł się. – Chłopaki, mam ogłoszenie.
Pokemony
odpowiedziały coś po swojemu, jednak niespecjalnie przejęły się anonsem.
– Ekhm,
już, już, podnosić się – ponaglił i poczekał aż wszystkie Pokemony zaczną go
słuchać. – Chłopcy i ty, moja urocza kocico: jak wiecie mamy nowego kolegę w
zespole. Dostał imię Seweryn, od teraz będzie walczył za każdego z was, tak jak
i wy będziecie za niego. Zresztą, już i tak
on, i wy ]zrobiliście nie raz. Dołącz do swoich kompanów – powiedział już do
Raichu.
Stwór
uśmiechnął się niepewnie, jednak poszedł do pozostałych. Zapadła cisza.
Pokemony za bardzo nie wiedziały co robić. Do tej pory każdy „nowy” sam się witał,
ale Raichu, to znaczy Seweryn, wydawał się trochę skrępowany. W końcu Kowalski
wyszedł mu naprzeciw i poważnie składając płetwo-skrzydła, ukłonił się lekko.
Kto by się spodziewał, że to on najlepiej będzie znam Pokemonowy Savoir-vivre.
Nowy członek zespołu odwzajemnił ukłon.
Pozostałe Pokemony poszły za przykładem swojego lidera i także lekko pochylały
głowy. Po tej krótkiej chwili powagi, Aggron chciał złapać Raichu w potężną
łapę i najpewniej podrzucić, ale Kamil zdążył go powstrzymać.
– Nie,
Młocie! Nie rzucamy kolegami, nawet małymi. Co innego z przeciwnikami. I sumie
do tego zmierzałem. Mamy niecałe dwa dni, by przygotować się do turnieju. Tym
razem jest nas już szóstka, więc to będzie już całkiem przyzwoite pole manewru.
Dzisiaj skupimy się na dwóch rzeczach. Po pierwsze: uniki ataków typu
elektrycznego, bo w końcu mamy z kim to przećwiczyć, a na turnieju pewnie
połowa trenerów będzie miała Pokemony znające takie ataki. Po drugie, jak
zwykle sprawdzimy jak radzimy sobie z naszym nemezis, czyli atakami ziemnymi.
Nigdy
nie wiedział, ile z jego przemów Pokemony faktycznie wyciągały. Podejrzewał, że
niewiele, ale przynajmniej dostawały czas na zrozumienie, że czeka je trochę
wysiłku. Nieświadomie też Kamil podjął ważną decyzję – Seweryn weźmie udział w
turnieju. Rozsądek podpowiadał, że najlepiej zrobiłby, gdyby jednak nie
wystawiał go, zanim do końca nie pozna jego mocnych i słaby stron. Z drugiej
strony, turniej Surge’a był ostatnią duża impreza o większą stawkę przed
finałami ligi. Pokusa, by wypróbować stwora, była więc wielka.
Poza tym widział go w akcji, a na wodny typ
przydałby mu się elektryczny Pokemon. Najwyżej wystawi go w pierwszej rundzie,
gdy dostanie pewnie nisko rozstawionego, początkującego przeciwnika. Poza tym
nawet przegrana nie równałaby się odpadnięciu z turnieju, a co najwyżej trudniejszą
drabinką. Choć oczywiście ciężko było brać pod uwagę tak niekorzystny obrót spraw.
Chłopak
postanowił najpierw przetestować Kowalskiego. Na arenie został tylko Raichu i Empoleon,
reszta Pokemonów przesunęła się do jednej ze ścian. Kowalski podskakiwał,
kiwając przy tym głową na boki, jak zawodowy bokser. Popisywał się, ale Kamil
mu na to pozwalał, póki stwór nie tracił koncentracji. Za to Seweryn nie
prowadził psychologicznych gierek. Stanął na rozstawionych łapach, przygarbiony,
jakby spodziewał się ataku nawet przed komendą. Nie był dzikim Pokemonem,
dobrze wiedział gdzie i po co się teraz znajdował.
–
Najpierw zaczniemy od zwykłego wstrząsu. Seweryn, nie szalej z mocą, ale
spróbuj trafić. Zobaczymy czy ci się uda – Uśmiechnął się i wymienił porozumiewawcze
spojrzenie z Empoleonem. – Kowalski, masz dotknąć Raichu, ale tak, by cię nie
trafił.
Pokemony
skinęły głowami, na znak, że rozumieją. Kamil rozpoczął odliczanie. Trzy… dwa…
jeden…
Empoleon
nagle otoczył się wodą i wyfrunął z impetem w górę i do przodu. Wodny Strumień.
Stwór pieszo byłby trochę zbyt wolny, teraz przypominał rozpędzoną rakietę. Miał trzydzieści
metrów do pokonania, Raichu przy takim tempie nie powinien mieć szansy na
więcej niż jedno uderzenie.
Seweryn
po początkowym zaskoczeniu, uderzył praktycznie od razu, bez
charakterystycznego wciągania powietrza przed atakiem, jak to zazwyczaj robiły
elektryczne stwory. Błyskawica uderzyła, huk rozniósł się po sali. Kamil był
pewien, że Raichu trafił, pingwin jednak zmienił lot moment wcześniej, a atak
minimalnie chybił, nie zahaczając nawet o otaczający Pokemona strumień wody.
Kowalski lubił ryzyko.
Coś
musiało zdradzić Raichu – pomyślał Jankowski. Coś czego nawet on nie zauważył.
Samo posunięcie było zbyt szybkie, by Empoleon go uniknął, gdy piorun już
wystrzelił.
Kowalski
nurkował już w dół, spowity strumieniem wody. Nagle zmienił tor lotu ponownie,
ale atak nie nastąpił. Kamil tym razem dostrzegł czym kierował się pingwin.
Raichu mrugnął mocniej niż powinien. Ale najwyraźniej blefował. Jeżeli wpadł na
to w ciągu tej sekundy, to był geniuszem. Uderzył moment później. Trafił. Empoleon
stracił równowagę w locie, przeleciał nad Sewerynem, ale czubkiem płetwy zdołał
musnąć ucho Pokemona. Grzmotnął o ziemię, jednak nic wielkiego mu się nie
stało. Wstał i rozmasował miejsce, gdzie poraził go prąd, spoglądając przy tym
z wyrzutem na Raichu. Ten wzruszył ramionami i rozszerzył pyszczek w uśmiechu.
– No,
jestem pod wrażeniem. Kowalski, nie wiem czy mogłeś zrobić coś więcej. Rudy,
zwolnij trochę. Nikt nie zaatakuje elektrycznym atakiem tak szybko z pełną
mocą. Ale na pewno taki zaczepny atak może się nam przydać. Powiedz, planowałeś
ten blef?
Raichu
zaprzeczył. Czyli jednak geniusz – pomyślał wesoło Kamil. Co jeżeli to ja
jestem na niego za słaby?
Potem
przyszła kolej na następne Pokemony. Po forach od Raichu, Cicha radziła sobie całkiem
dobrze, podobnie Szarik, ale najlepiej wypadł Kuba, który po prostu stawał się
niewidzialny i bez problemu podchodził przeciwnika. Seweryn jednak po kilku
próbach nauczył się go wyczuwać, a raz nawet go trafił. Jednak tutaj
elektryczna mysz miała pole do poprawy.
Na początku Seweryn podchodził do zadania
bardzo ambicjonalnie, ale powoli zaczynał się rozluźniać. Nawet się roześmiał,
gdy Młot nie próbował uchylać się przed jego atakami, tylko niewzruszenie parł naprzód,
dobiegając do Rudego w najkrótszym czasie. Cóż, ciężko było wymagać uników od dwutonowej
bestii.
– Chwila
odpoczynku – zaanonsował Kamil. – Młot przygotuj się, będziemy potrzebowali
trochę trzęsień ziemi.
– Chyba
was rozczaruję – powiedziała Agata, która najwyraźniej stała w drzwiach od jakiegoś
czasu – ale sala na takie atrakcje nie jest przygotowana, więc zablokuje
wykonanie tego ruchu.
Kamil
odwrócił się zakłopotany. Kobieta wyglądała jakby właśnie wyszła z kuchni, choć
to właśnie w tym stroju chłopak widywał ją w telewizyjnych relacjach. Ubrana
była w prostą, fioletową sukienkę, sięgającą powyżej kostek, przyozdobioną kryształem
pod szyją i czymś w rodzaju fartuchu. W ręku pierwszy raz trzymała dużą,
drewnianą laskę, zwieńczoną pokeballem.
Chyba
liczyła na potyczkę.
– Przepraszam,
nie wiedziałem – odparł, drapiąc się z tyłu głowy. – Budynek naprawdę mógłby to
zrobić? Zablokować ruch?
– Oczywiście
– rzuciła, jakby uważała, że chłopak
powinien o tym wiedzieć. – W jednej ze ścian ukryto urządzenie, które używa kopii
posunięcia niektórych psychicznych Pokemonów – różnie je nazywają, jedni
Zablokowanie, drudzy Wyłączenie. Wstrząsu wywołanego przez samą masę Aggrona
pewnie by nie powstrzymało, jednak nie pozwoliłoby na zwielokrotnienie jego
mocy. A przepraszać mnie nie musisz. Nie uprzedziłam cię, a powinnam. Nie
wiedziałam, jakie masz Pokemony, teraz widzę, że zebrałeś dość silną drużynę.
Co prawda ma ona wyraźną słabość, ale chyba jesteś jej świadomy.
– Ciężko nie być, gdy co drugi trener mi o niej
przypomina. Jednak jakoś niewielu potrafi ją wykorzystać.
–
Skromność to chyba nie jest twoja mocna strona, prawda? – zapytała, ściągając brew.
– Każdy
ma jakieś słabości – odparł. – Może sprawdzimy to na arenie?
Jeżeli
chodziło o walkę, potrafił okazać pewność siebie. Agacie najwyraźniej się to spodobało.
–
Myślałam, że znów to ja będę musiała to proponować.
Klasnęła
dwa razy. Z sufitu obok areny wysunął się wielki monitor z podglądem stanu
bitwy. Kamil mimo wszystko poczuł jak serce zaczyna bić mu szybciej. Walczył z
kilkoma liderami, większość chętnie rozgrywała pojedynki ze zwycięzcami
turniejów, szczególnie, że zwiększało to znacznie wpływy ze sprzedaży biletów.
Ale Agata była członkinią elitarnej czwórki, absolutnej czołówki w regionie, a
przy tym jedyną czynną trenerką w Wysokiej Radzie Trenerów. Zaszczytu pojedynku
z nią oficjalnie dostępowali ostatnio tylko zwycięzcy ligi.
Nie ma
się czym stresować – zakpił w myślach.
– Tak
jak mówiłam, w sali nie stosujemy ataków ziemnych, ale pewnie wiesz, że w walce
ze mną na niewiele by ci się przydały. Domyślasz się jakiego Pokemona wybiorę.
Ciekawi mnie, na kogo ty się zdecydujesz?
Duch
pojawił się obok kobiety. Gengar. O ile Kamil przyzwyczaił się już do uśmiechu
Kuby, to złowieszczo wyszczerzone zęby Pokemona Agaty potrafiły przyprawić o
ciarki. Stwór mierzył trochę więcej niż standardowe dla tego gatunku półtora
metra. Podobno był bardzo stary, ale to wcale nie świadczyło, że potyczka
będzie łatwa.
Kamil dostrzegł
jak staruszka spojrzała przez moment na Umbreona. Cicha dawałaby, przynajmniej
w teorii, przewagę Kamilowi. Dobrym wyborem byłby też Szarik, przed którego
doskonałym węchem duch nie mógł się ukryć. Ale to był pojedynek najlepszych
Pokemonów, a jego drużyna miała tylko jednego lidera.
–
Kowalski, chodź.
Staruszka
ściągnęła brwi.
–
Interesujący wybór albo głupi, zważywszy na to jakie masz Pokemony.
–
Wolałbym to pierwsze – odparł.
Ustawili
się na oznakowanych miejscach dla trenerów. Kamil poszurał butem po podłożu. O
ile przy ścianach znajdował się beton, to samo boisko było dobrze ubitym,
równym klepiskiem. Na razie nie było na nim problemów z przyczepnością, ale w
trakcie walki na pewno się pojawią.
Pokemony
zmierzyły się wzrokiem. Empoleon tym razem zachował powagę, dobrze wiedząc, że
jego popisy nie zrobią wrażenia na przeciwniku. Wiedział co powinien robić,
przygotowywali się na podobny scenariusz, od kiedy Kamil złapał Kubę. Jeżeli
jednak coś nie wypali, stwór będzie zdany tylko na pomysłowość swojego trenera.
Agata uzupełniła dane na ekranie. Rozpoczęło
się odliczanie.
–
Powodzenia – rzuciła z szelmowskim uśmiechem chwilę przed rozpoczęciem.
–
Nawzajem – odparł chłopak.
Dźwięk
z głośników dał sygnał do rozpoczęcia pojedynku.
–
Zaczniemy od ciuciubabki – zaczęła spokojnie staruszka.
Gengar
rozpłynął się w powietrzu, tak jak Kamil podejrzewał. Nie musiał nic mówić,
Kowalski rozpoczął Taniec Deszczu. Po chwili pod sufitem pojawiła się chmura, z
której zaczęło rzęsiście padać. Wyglądało to surrealistycznie i miało swoje
zalety – Empoleon, poza tym że wzmocnił wodne ataki, mógł dostrzec, gdzie latał
duch.
Tylko,
że deszcz w żadnym miejscu nie zdradzał sylwetki przeciwnika. Ten musiał
przylec do ziemi, korzystając z tego, że potrafił zachować się jak ciecz. Agata
podejrzewała, że to element większego planu i postanowiła działać szybko.
–
Zogniskowany Podmuch!
Przeciwnik mógł tym ruchem właściwie zakończyć walkę, ze
względu na wrażliwość Empoleona. Deszcz w jednym miejscu nagle zaczął po czymś
spływać. Tam pojawiła się świetlista kula. Kowalski, tak jak na plaży podczas
spięcia z Luckiem, przygotowywał Wodny Puls już po komendzie Agaty. Przeciwnik
był jednak piekielnie szybki, Empoleon zdążył wystrzelić w ostatniej chwili,
trafiając w kulę energii. Siła podmuchu nieco nim zachwiała, ale ustał na
nogach. Było blisko. Bardzo blisko.
Duch
znów przyległ do ziemi. Wody w kałużach było już chyba wystarczająco dużo.
– Teraz!
– krzyknął Kamil.
Kowalski
zaatakował Śnieżycą. Dmuchnął potężnie przejmująco zimnym powietrzem oraz
tysiącem grubych płatków śniegu. Deszcz zamarzał w locie, kałuże pokryły się lodem.
Krople zdradziły, że Gengar zdążył oderwać się od ziemi, zanim do niej
przymarzł.
Plan
wziął w łeb.
– To
mogło się udać – przyznała Agata, wiedząc, że Jankowski właśnie stracił asa w
rękawie.
Kamil
nie miał czasu docenić komplementu. Nic straconego, wiedział, że Gengar
oberwał. Deszcz nie mógł padać wiecznie, należało zmusić ducha do pojawienia
się. Najlepiej było to zrobić, poruszając się – przy szybkim przeciwniku duch
nie mógł liczyć na wyczuwanie elektro-magnetycznych niuansów. Musiał się stać
się widzialny, by zobaczyć, gdzie jest wróg.
– Strumień
Wody!
Kowalski
wykonał ten sam manewr, co podczas treningu z Raichu. Otoczył się wodą i
wystrzelił w miejsce, gdzie deszcz spływał po niewidzialnym ciele Gengara.
Leciał tam szybciej niż kiedykolwiek.
–
Ochrona! – rzuciła staruszka.
Gengar
pojawił się i utworzył przezroczystą, świecącą na niebiesko tarczę. Kowalski z
największym wysiłkiem zmienił tor lotu i przeleciał tuż nad osłoną. Wylądował
za duchem. Blisko za nim.
– Jeszcze
raz! – krzyknął Kamil.
Duch
był na widelcu. Z tak bliska nie dało się uniknąć tego ciosu. Jednak Gengar
uchylił się, przylegając do ziemi. Kamil był w szoku. Jak można być tak szybkim?!
Gdy Empoleon przeleciał nad nim, stwór utworzył kolejny Zogniskowany Podmuch.
Wiedział, że jak trafi, wygra. Nie bawił się w półśrodki.
Empoleon
nie miał szans uniknąć ataku, będąc odwrócony. Kamil miał tylko jeden pomysł,
który miał minimalną szansę powodzenia.
– Lodowy promień! Po ziemi!
Woda przestała otaczać Kowalskiego i stwór jeszcze w
locie posłał jasny promień o zimno-niebieskiej barwie. Tam gdzie dotknął on
ziemi, wyrosły wysokie, lodowe kryształy. Gengar chwilę celował, próbując ominąć
lodowe stalagmity. Nie zdążył, Empoleon zdołał wylądować na ziemi, lecz
poślizgnął się na lodzie. Przeciwnik podleciał do niego z przygotowaną kulą
energii. Kowalski zdążył uformować między płetwami Wodny Puls. Pat. Jeżeli duch
uderzy, zrobi to także pingwin. Eksplozja dosięgnie ich obu i prawdopodobnie
obaj zakończą walkę.
Chwilę czekali w ciszy. Empoleon dyszał ze zmęczenia. Wykonał
kila potężnych ataków w bardzo krótkich odstępach czasu, ale i Gengar był już
słaby – atakował rzadziej, ale oberwał dość mocno śnieżycą. Stwory czekały na
komendy trenerów, lecz żadne nie padały.
– Uznamy to za remis? – zapytała staruszka. – Nie ma
sensu sprawdzać, który Pokemon to wytrzyma. To nie zawody.
Kamilowi remis wydawał się jak porażka, szczególnie, że
zwycięstwo było o włos. Nie miało znaczenia, że był to remis z członkinią
elitarnej czwórki. Mimo to przystał na propozycję, nie było sensu męczyć
Pokemonów. Omijając sople lodu i uważając na zamarznięte kałuże, podbiegł do
Kowalskiego.
– To było niesamowite – rzucił i poklepał starego druha
po skrzydle. Chciał pomóc mu wstać, ale stwór sam sobie poradził. Nie wyglądał
na pocieszonego. Pazurami na płetwie pokazał ile mu brakowało by wygrać. Kamil
uśmiechnął się na ten widok. Byli do siebie tak podobni.
–Chcesz wiedzieć, dlaczego nie wygraliście? – zapytała
Agata.
– Wiem. Byliśmy odrobinę za wolni.
– Nie. Dobrze wyszkolony Empoleon nigdy nie będzie
szybszy od dobrze wyszkolonego Gengara. Zabrakło wam odrobiny cierpliwości. Ten
deszcz, a potem Śnieżyca. Gdybyś trochę z nią poczekał, mój duszek nie
wydostałby się.
– Dziękuję za radę – odpowiedział szczerze. – A chce pani
wiedzieć, dlaczego pani nie wygrała?
Kobieta aż wyszczerzyła oczy, zaskoczona tym pytaniem.
Kamil przez moment uznał, że może się zagalopował.
– Nie wiem, czy nie na za dużo sobie pozwalasz, chłopcze,
ale zaskocz mnie – odpowiedziała po chwili.
– Nie nauczyła pani Gengara ataku pioruna. Nie poznałem
pani w szpitalu, ale wcześniej prześledziłem pani karierę trenerską. Jak
wszystkich z elitarnej czwórki – wyjaśnił. – Wiedziałem, że pani Gengar nigdy
nie zaatakował piorunem. Inaczej nawet bym nie próbował z Kowalskim.
Kobieta zaśmiała się, jakby coś do niej doszło.
– Masz
rację, ale nauczenie czegoś nowego, tego starego zakapiora to droga przez mękę.
Wydaje mi się, że chyba popełniłam jeszcze jeden błąd i to mimo już moich posuniętych
lat. Nie doceniłam cię, chłopcze. Zaczynam myśleć, że to nie przypadek, że los
zrzucił na twoje barki więcej niż powinien.
– Nie jestem nikim nadzwyczajnym – odparł bez wahania,
wzruszając ramionami. Przypomniał sobie, czego dowiedział się o swoim ojcu. Wiedział,
że to, o co teraz zapyta, nie spodoba się Agacie. – Ja… przepraszam, ale muszę
się tego dowiedzieć. W szpitalu powiedziano mi, jak nazywa się mój prawdziwy
ojciec. To Stanisław Strzelcki. Wiem, że był z panią, gdy wydarzyło się to…
gdzie powstała Istota. Wiem, że nie chce pani do tego wracać, ale…
– Niczego nie wiesz – przerwała mu ostro.
– Może wiem więcej niż się pani wydaje – odgryzł się jej,
zdenerwowany tym jak staruszka była drażliwa.
Agata prychnęła wzgardliwie, ale po chwili złagodniała.
– O co chcesz pytać? O ojca?
– Jeśli można.
– Nie znałam go za dobrze. Był tylko asystentem, w
dodatku sporo młodszym ode mnie. Z tego co wiem, Władek mu ufał. Ostatni raz go
widziałam wtedy, jakieś osiemnaście lat temu. Jako jedyny postąpił właściwie. Nie
wiem więcej. Jeżeli chcesz informacji, pytaj profesora Dembka z Alabastii.
Podobno po tym… wydarzeniu, Stanisław trafił pod jego skrzydła. Tam też zyskał
trochę sławy dzięki odkryciom. Komisarz Bracki też może coś wiedzieć. Kilka
razy dbał o ochronę jego wypraw.
Telefon zadzwonił krótko w kieszeni jej sukienki.
Wyciągnęła okulary i przeczytała wiadomość.
– Będziesz miał okazję się z nim spotkać. Jednak
ostrzegam: o niektóre sprawy czasem lepiej nie pytać.
- Akurat tajemnice, to ostatnia rzecz, której teraz potrzebuję.