Rozdział 14: Próba lojalności
Co ja najlepszego narobiłam? – pomyślała Anka, gdy
ratownicy wsunęli do karetki samobieżne nosze, a na nich przypiętego pasami,
nieprzytomnego Kamila. Przygruby trener miał założoną maskę tlenową na pobladłą
twarz, gęsia skórka pokrywała przedramiona, mimo panującego skwaru. Wokół
zgromadziła się grupka trenerów, którzy w milczeniu odprowadzali chłopca
wzrokiem.
Dopiero teraz do niej dotarło, że to nie był wybryk taki
jak jej poprzednie. Tym razem naprawdę skrzywdziła drugiego człowieka.
Przyjaciela. Nawet to, że zmusiła ją do tego Weronika, nie usprawiedliwiało ją.
Na pewno było inne wyjście. Po prostu zabrakło jej determinacji, by je znaleźć.
Trzask
drzwi, pomruk silnika i karetka odjechała z upiornym rykiem syreny, znikając
między blokami mieszkalnymi o piaskowej barwie. Niektórzy z zebranych przed
wejściem zaczęli wracać do budynku, choć większość zdecydowała się wybrać do
innego centrum, obawiając się powrotu Istoty. W takie dni ci młodsi podróżnicy
myśleli, że znacznie lepiej byłoby wrócić do ciepłych łóżek w domu rodziców.
Starsi zaś odnajdywali w sobie pokłady odpowiedzialności, o których by siebie
nie podejrzewali – uspokajali pozostałych i deklarowali, że w razie czego oni i
ich Pokemony staną w obronie słabszych.
–
Rychło wczas – powiedziała do siebie Anka, pamiętając ilu trenerów zostało w
centrum, gdy Istota zaatakowała. Usiadła na ławce przed wejściem do centrum i
odetchnęła głęboko. Czekała na Sebastiana, który postanowił się wypytać lekarzy
Pokemonów o to, co stało się Kamilowi. Obejrzała ramię, na którym zakwitł
całkiem spory siniak. Nawet nie wiedziała, gdzie go sobie nabiła.
Nie
mogła oddalić się od lecznicy, dopóki nie złoży zeznań policjantom –
pielęgniarki dobrze pamiętały, z kim przyszedł Kamil i na wszelki wypadek
spisały dane z jej identyfikatora, gdyby zechciała uciec. Nawet teraz pewnie
ktoś ją pilnował, choćby obserwując przez kamerę nad drzwiami, jednak uznała,
że w razie czego pewnie zdążyłaby zniknąć między osiedlowymi blokami. Ojciec na
pewno jakoś by to później zmiótł pod dywan – w końcu nie z takich opresji ją
wyciągał. Może nie dawał jej pieniędzy odkąd wybrała podróż z Kamilem, ale nie
pozwoliłby, żeby gniła w więzieniu.
Nie
miała pojęcia, co powiedzieć policjantom, jeśli zaczną ją wypytywać o magazyn i
walkę z Robertem. Intryga, którą wymyśliła, nie zakładała wpadki – mieli po
prostu wejść do magazynu i z niego wyjść, razem z dwiema kulami. Tylko że
pojawił się pan elegancik i wszystko się posypało.
Co
właściwie mogło jej grozić? Za wtargnięcie do magazynu nic, dopóki ktoś z
Zespołu R nie wniesie oskarżenia, o co przecież nie musiała się martwić.
Zniszczenia podczas walki z Robertem pójdą pewnie na jego konto. Mogła się
tylko obawiać pytań o jej powiązania z przestępczą organizacją. Tylko kto o to
by poważnie wypytywał szesnastoletnią dziewczynę?
–
Wyjdzie z tego – powiedział Sebastian, wytrącając ją z zamyślenia. Usiadł obok
niej. – Lekarze mówią, że Gengar jakimś cudem wydostał się z sali operacyjnej i
pożarł sen Kamila. Niezwykłe.
– Za
tym wszystkim stał jednak Kuba? – zapytała zdziwiona.
– Nie.
Zjawa zaatakowała koszmarem, z którego nie dało się wybudzić Kamila. Możliwe,
że Kuba użył jedynego sposobu, by go wyciągnąć ze snu, zanim byłoby za późno.
– Za
późno na co?
– Nie
wiem. Nikt od lat nie umarł od koszmaru, ale słyszałem, że ludzie z pewnych
powodów znoszą go gorzej niż Pokemony i czasami budzą się z niego… inni. Ale
spokojnie, wszystko będzie dobrze. Kamil niedługo się obudzi. Zawieźli go do
szpitala, bo pobudki po straceniu snu nie są, łagodnie mówiąc, zbyt przyjemne.
– Wiem
o tym. Przeżyłam to raz, gdy byłam młodsza.
Wróciła
pamięcią do feralnej nocy, gdy nawiedził ją Haunter i urządził sobie ucztę z
różowych Jigllypuffów skaczących po pluszowych łąkach. Dziewczyna nie
wiedziała, że człowiekowi może być tak zimno, jak było jej po przebudzeniu.
–
Wiedzą, co go zaatakowało? Nie znam Pokemona, który potrafiłby mówić,
oczywiście poza tamtym Meowthem.
–
Zoroark chyba potrafi, jednak nie umie wywołać koszmaru. To musiało być coś
naprawdę silnego, może inny Gengar, który z kimś współpracował? Jeden z lekarzy
mówił, że nie słyszał o przypadku, by nie dało się kogoś wybudzić z koszmaru.
Duchy zwykle zadowalają się samym strachem, to coś zaatakowało Kamila w inny
sposób. Nie chciało go wystraszyć, ale miało jakiś inny cel.
– W co
ja go wpędziłam? – zapytała z poczuciem winy. – Przecież mogłam się nie
zgodzić, bez problemu odbilibyśmy Esterę sami.
– Od
początku to proponowałem – odparł Biesak, jakby doszli do meritum. –
Wzięlibyśmy pomarańczowego szczura i jakoś byś go wcisnęła.
–
Dobrze wiesz, że nie mogłam tego zrobić. Raichu miał być uwolniony przez
Kamila.
– W
takim razie jakie miałaś inne wyjście, bo zaczynam nie rozumieć. Znowu uciekać?
Wolałabyś, żeby ta Weronika zorganizowała wtedy prawdziwe porwanie?
Dziewczyna schowała głowę w dłoniach,
potargała burzę rudych włosów. Słowa, które od dawna chciała powiedzieć,
przyszły same.
–
Wiesz czego bym chciała? – syknęła. – Żeby było normalnie. Żebym nie musiała
mieć tego okropnego poczucia winy.
– To
go przeproś – odparł nonszalancko.
–
Myślisz, że to takie proste?
– Tak.
Pokażę ci. Przepraszam za to, że na ciebie nakrzyczałem, tam w busie. Czasami
zapominam, że sam nie wiem, co zrobiłbym na twoim miejscu. Nie mam ojca w
Zespole R, nikt nie zmusza mnie do niczego szantażem.
–
Robisz sobie żarty, czy nie?
– To
było szczere – powiedział, ale w niczym nie upewnił dziewczyny. Cały Sebastian,
życie dla niego to zabawa.
Ale
przytuliła się do niego. Chciała żeby odwzajemnił to trochę bardziej, jednak
sama jego bliskość podziałała kojąco. Nie wiedziała, czy by sobie poradziła,
gdyby nie spotkała go miesiąc temu. Miał swoje wady, jednak pomagał bez
mrugnięcia okiem i starał się doradzać najlepiej jak potrafił, mimo że nie
zawsze miał rację. To, że się jej podobał, było tylko miłym dodatkiem. Parę
razy złapała siebie na tym, że zaczęła o nim myśleć już jak o swoim chłopaku.
– Sebastian? – zapytała niepewnie. – Nie
dotrzymasz naszej umowy, prawda? Nie zostawisz mnie teraz samej?
– Nie
zostawię.
Sebastian
przygryzł lekko wargę. Dziewczyna podejrzewała, że może teraz usłyszeć coś, co
nie do końca się jej spodoba.
– Ale
wiesz, że w zamian oczekuję od ciebie pełnej szczerości. – Twarz stężała tak
jak w centrum Pokemonów, gdy wspomniał o „pewnych sprawach do wyjaśnienia”. –
Powinniśmy teraz ustalić, co powiemy policji, ale najpierw muszę cię o coś
zapytać. Tam, pod wieżowcem, powiedziałaś Kamilowi, że Raichu coś wie i powie
tylko jemu. O niczym takim mi nie mówiłaś wcześniej.
Dziewczyna
wyprostowała się. Pytanie nieco ją zaskoczyło, ale w sumie Sebastian miał prawo
wiedzieć o wszystkim. Tylko do czego było mu to potrzebne?
– Tak,
ale nie wiem nic więcej. Liczyłam, że Robert słysząc to, zrezygnuje, ale
zapomniałam, że to brat Kamila. Najwyraźniej obaj są tak samo uparci.
– Rozumiem. I jeszcze druga rzecz. Ojciec
Kamila – to też zmyśliłaś?
– Nie
– dziewczyna poczuła, że to pytanie sięgnęło daleko, jak na kogoś, kto wymagał
tylko szczerości. – Podsłuchałam
Weronikę, jednak nie mówiłam ci o tym, bo nie wiem, czy wszystko dobrze usłyszałam.
Pewna jestem tego, że ktoś, kto przewoził Raichu od, cytując, ojca tego smarkacza
– nawet gest palcami wykonała w przygnębiający sposób – zgłosił się do Zespołu
R. Inaczej Kamil dostałby Pokemona ponad miesiąc temu.
– Kto
miał go dostarczyć?
– Czy
to przesłuchanie? – odparła, siląc się na śmiech, jednak wyszła z tego
pokracznie smutna imitacja. Widząc, że Sebastian nadal czeka na odpowiedź,
wypaliła. – Nie wiem. Bardzo możliwe, że chodziło o porucznika Surge’a, ale nie
jestem pewna.
Siedemnastolatek
założył ręce za szyję i odchylił się do tyłu.
–
Grubo. Proszę, więcej nie ukrywaj takich rzeczy przede mną.
Powiedział
to głosem nie znoszącym sprzeciwu, ale Anka i tak przyjęła to z ulgą. Sebastian
mógłby przecież odpalić kanonadę wyrzutów, tak jak pewnie zrobiłby to Kamil.
Tylko że jedna rzecz zaczęła ją niepokoić – dziś dowiedziała się, że Biesak
umiał kłamać lepiej niż podejrzewała. Kamil często bywał dość podejrzliwy,
wiedziała, jak ciężko było przed nim ukryć niektóre sprawy, jednak okularnikowi
zdawało się to nie sprawiać większych trudności.
Anka
zobaczyła, że coś poruszyło się w jednym z niskich krzaczków przy podjeździe.
– Co
to?
Meowth
widząc, że został zauważony, wyszedł na powietrze, chodząc trochę niezdarnie na
czterech łapach – tak jakby zapomniał jak już się to robiło. Ruszył w jej
stronę i wskoczył na kolana dziewczyny, pomrukiem domagając się głaskania.
–
Zejdź ze mnie. Nie mam ochoty teraz na pieszczoty.
Stworek
spoważniał na moment, a w kocich oczach pojawiła się bardzo ludzka zuchwałość.
–
Lepiej nabierz, smarkulo – bąknął Meowth, po czym znów się uśmiechnął.
Dziewczyna chcąc, nie chcąc, zaczęła głaskać Pokemona. – Dobrze… Tam nie… O!
Tutaj, taaak.
–
Czego chcesz? – zapytała dziewczyna, podnosząc na moment dłonie. – Gdzie Jessie
i James?
– Nie
przestawaj. Przyszedłem ci pomóc, chociaż z tego co podsłuchałem, to za bardzo
nie przejmujesz się nadjeżdżającymi tu pieskami, a wolisz karesy i zdradę
tajemnic Zespołu R temu synalkowi Weroniki. Auć! Przytnij sobie te paznokcie.
– Co?!
– niemal krzyknęła.
– No
zapuściłaś się troszeczkę.
–
Jakiemu synalkowi?! – zapytała Sebastiana. – To ma być ta twoja całkowita
szczerość?!
–
Miałem ci powiedzieć. Na początku uznałem, że to nie jest ważne, przecież nawet
jej nie znałaś. A teraz… gdy to ona cię szantażowała. Nie miałem pojęcia, co
planuje.
–
Pięknie – powiedziała dziewczyna, a złość dodała jej trochę animuszu. –
Cudownie po prostu. Nie, ja nie mogę tutaj z tobą siedzieć.
–
Siedź, siedź – uspokoił ją kocur. – To nie czas na młodzieńcze animozje. Nie
rozdzielacie się. Z tego co wiemy, policjanci będą się interesować atakiem na
centrum, ale was pewnie też zapytają o Zapdosa. Macie im powiedzieć, to co temu
grubasowi. Czyli, że skradziono ci Pokemona i postanowiliście na własną rękę go
odebrać. Jednak nie możecie nic powiedzieć o udziale naszej wspaniałej
organizacji, ani o pomocy, którą dostaliście pod wieżowcem.
–
Niezbyt to pomocne – powiedziała dziewczyna. – A co mamy powiedzieć, gdy będą
się nas pytali o to skąd wiemy, że Estera była w magazynie. Kamil mógł
uwierzyć, że mamy to z bazy Zespołu R, ale...
–
Cicho bądź! Nie wymieniaj ani nawet nie myśl teraz o nazwie naszej
najukochańszej organizacji – syknął kot, po czym raptownie się uspokoił. –
Szefowa powiedziała, że macie powtórzyć to samo, co Kamilowi. Kropka. Jedzie
tu, jeżeli będą was za długo męczyć, zainterweniuje.
Szefowa…
Anka i Sebastian spojrzeli po sobie. Zabije go – pomyślała dziewczyna. Jak to
się skończy, podrapie mu tą śliczną buźkę i zbije modne okularki.
Czy
tak Kamil się czuł, gdy dowiedział się, że ona go oszukała? – naszła ją chwila
refleksji.
–
Meowth? – zapytała. – Ten duch, czy cokolwiek to było… Czy to sprawka Zespołu
R?
– Ty
to jednak jesteś głupia. Jaki by to miało sens? Zostaw te sprawy dorosłym i
pogłaszcz mnie jeszcze trochę, bo zaraz pieski przyjadą. I zrób to z uczuciem,
a nie jakbyś macała oparcie fotela!
Dziewczyna
niechętnie wtopiła palce w płowe futro kocura. Kiedy ostatni raz głaskała tak
Esterę? Co się z nią działo?
***
Anka i Sebastian siedzieli w poczekalni, gdy przyjechali
funkcjonariusze z jednostki specjalnej porucznika Surge’a. Bynajmniej nie
wyglądali na zwykłych pracowników drogówki – mieli ciemne uniformy, które
przypominały wojskowe mundury maskujące i duże giwery. Razem z nimi weszło
kilka Electabuzzów i dość rzadki w tych stronach Luxray. Wszystkie Pokemony
czekały na rozkazy, niecierpliwie omiatając wzrokiem ustawionych w kolejce trenerów.
Przy
wejściu zrobiło się tłoczno, przez moment wydawało się, że policjanci mieli
zamiar zaatakować na zgromadzonych. Niektórzy z nich profilaktycznie złapali za
kule ze stworkami.
– Chyba przyjechaliście za późno – zadrwił ktoś z
kolejki. Anka rozpoznała, że to ten sam chłopak, który zatrzymał ją, gdy
chciała podejść do Kamila.
Kobieta w mundurze, która weszła pierwsza, prychnęła
wzgardliwie, pozostali funkcjonariusze zdawali się nawet nie usłyszeć uwagi.
Rozstąpili się, by do środka mógł wejść rosły mężczyzna w podkoszulku, który
ledwie dawał radę opiąć umięśnioną klatkę piersiową. Obok dowódcy dreptał
Raichu – mimo że stworek był najmniejszy w grupie, przebijał pewnością siebie
nawet swojego właściciela.
Porucznik Surge – pomyślała Anka. Czyli potraktowano atak
na centrum poważnie.
– Dzień dobry, dzieciny – powiedział Surge tubalnym
głosem. – Pragnę poinformować, że to centrum Pokemonów jest zamknięte do
odwołania. Proszę w podskokach się stąd ulotnić, na zewnątrz złożyć zeznania
pięknym paniom policjantkom i później zrobić ze sobą to, co wam się żywnie
podoba. I najlepiej w ogóle zapomnieć o tym, że cokolwiek miało tu miejsce.
Pomieszczenie zagrzmiało od głosów sprzeciwu. Wielu czekało po kilka godzin by dodać
energii swoim stworkom, a w innych centrach kolejki wcale nie były mniejsze.
Wydało się, że wszyscy zapomnieli o zjawie, która nawiedziła budynek jeszcze
nie tak dawno.
Szelmowski
uśmiech Raichu porucznika Surge’a tylko się rozszerzył, jakby stworek
delektował się wprowadzonym zamieszaniem. Protesty ucichły, gdy tylko porucznik
podniósł dłoń, dając znak, że chce coś oznajmić.
– Postawmy sprawę jasno. Jeżeli ktoś w przeciągu dwóch
minut stąd nie wyjdzie, zostanie zdyskwalifikowany ze wszystkich turniejów w
Oranii, które odbędą od tego momentu do końca mojego urzędowania na stanowisku
lidera sali. Czyli, dla uściślenia, jeszcze dość długo.
Trenerzy spojrzeli po sobie. Większość przybyła do miasta
tylko po to, by móc wziąć udział w tych rozgrywkach.
– Minuta i pięćdziesiąt sekund – rzucił Surge,
ostentacyjnie spojrzawszy na zegarek.
Zebrani
zaczęli opuszczać budynek przez drzwi frontowe, które z dwóch stron obstawili
funkcjonariusze jednostki specjalnej. Porucznik mógł pozwolić sobie na podobne
groźby – liderzy sal mieli sporą autonomię w działaniach dotyczących ich
obiektów. Tak naprawdę Surge mógłby nawet zamknąć stadion, gdyby tylko sobie
tego zażyczył, blokując możliwość zdobycia odznaki w mieście. Inną sprawą było
to, że w ten sposób strzeliłby sobie w stopę, tracąc przychody ze sprzedawanych
biletów, które z pewnością nie były małe.
Anka kierowana nikłym płomykiem nadziei, że porucznik jej
nie zauważy, ustawiła się w kolejce do wyjścia. Jednak mężczyzna i tak
pociągnął ją za ramię, choć zrobił to dość delikatnie, jak na takiego dryblasa.
– Ty, dziecino, nigdzie się nie wybierasz. Mam do ciebie
kilka pytań.
W centrum nie znała nikogo, poza Sebastianem. Pomimo
całego gniewu, spojrzała na niego prosząco.
– Iść
z tobą? – zapytał niepewnie.
– Czy wszyscy trenerzy w tym mieście mają problemy ze
słuchem? – Surge nawet nie musiał się unosić, by przystopować zapędy Biesaka. –
Idzie tylko ona.
Wymownie spojrzał na jednego ze swoich podwładnych, który
doprowadził chłopca do wyjścia.
– Idziemy – powiedział Surge.
– A co jeśli nie chcę? – zapytała. Spróbowała się wyrwać,
jednak uścisk mężczyzny tylko się zacisnął. – A co jeśli zacznę krzyczeć?
Dziewczyna nie miała pojęcia, czego chciał od niej
porucznik, ale wątpiła, że czekało ją oficjalne przesłuchanie. Surge chciał
informacji dla siebie. Póki w poczekalni byli jeszcze trenerzy, mogła spróbować
wołać o pomoc, może ktoś spróbowałby odegrać bohatera przed liderem sali. Bo na
Sebastiana, który nie miał przy sobie żadnego Pokemona, chyba już nie mogła
liczyć.
Porucznik następne słowa mówił powoli i dobitnie.
– Chyba zapomniałaś, że twój tatuś jest daleko stąd. A
nikt z tych trenerów nie będzie dla ciebie ryzykować uczestnictwa w moim
turnieju – wysyczał, po czym już głośniej poinformował najbliżej stojącą
kobietę. – Idę dowiedzieć się czegoś od tej smarkuli, wy sprawdźcie, czy nic
się tu nie zalęgło. Luxray powinien wyczuć jakieś zmiany w polu, Raichu biorę
ze sobą.
Kobieta spojrzała na niego i na dziewczynę nieco
zdziwiona, jednak nie zadawała pytań.
– Ta rozmowa jeszcze może być miła – powiedział do Anki i
szturchnięciem wskazał jej kierunek.
Weszli
do oddziału ratunkowego, który jeszcze nie funkcjonował normalnie. Lekarze
właściwie przemykali pomiędzy salami i gdy tylko mogli, wychodzili na ogród
albo do poczekalni, obawiając się powrotu stwora. Zniszczeń nie było żadnych,
może poza mrugającymi świetlówkami i dwoma przewróconymi krzesłami. Więcej
dziewczyna nie zdążyła zauważyć, bo Surge właściwie wyważył drzwi do pierwszego
pomieszczenia po prawo. Z jakiegoś powodu bardzo się śpieszył.
– Przepraszam, ale tam nie wolno wchodzić. Tam są ranne
pokemony – zaprotestował lekarz, który zauważył ich na korytarzu.
–
Zaraz do nich dołączysz, jeżeli się nie zamkniesz – burknął Surge. – Dusiewicz!
Zajmijcie się lekarzami, niech się nie pałętają – krzyknął po jednego z
podkomendnych i niemal wepchnął dziewczynę do środka.
W jasnym, sterylnym pomieszczeniu znajdowało się pięć
łóżek, znacznie szerszych i niższych o tych, które widywała w szpitalach dla
ludzi. Wiele sal w ogóle ich nie miało, gdyż niektóre Pokemony były po prostu
na nie za duże. Reszta wyposażenia wyglądała zwyczajnie: parawany, aparatura
medyczna, monitory i zwisające ze stelaży gumowe przewody.
Tylko dwa łóżka były zajęte. Na jednym z nich leżał na
wznak Empoleon. Anka była niemal pewna, że należał do Kamila. Urządzenia
monitorujące wydawały się nie wskazywać niczego niepokojącego, choć dziewczyna
nie rozpoznawała żadnych z wyświetlanych parametrów. Uznała po prostu, że gdyby
coś się działo, ekrany powiadamiałaby o tym czerwonymi komunikatami, a z
głośniczków rozległby się cienki pisk.
Na drugim łóżku leżał Raichu. Pomarańczowy Pokemon
wydawał się jej znacznie sympatyczniejszy od stwora porucznika. Miał podkulone
łapki, co jakiś czas przez pomarańczowe ciało przechodził skurcz. Jeżeli nie
miałaby go oddawać Kamilowi, pewnie sama by go przygarnęła. Była jednak pewna,
że chłopak dobrze się nim zaopiekuje. Zawsze dbał bardziej o Pokemony, niż
ludzi.
Poczuła nieprzyjemne ukucie z tyłu głowy. To Raichu
Surge’a trącił ją błyskawicą na końcu ogona. Gdy się odwróciła, wskazał jej
łóżko, na którym najwyraźniej miała usiąść. Stwór zaś usadowił się naprzeciwko
niej, cały czas wlepiając w nią czarne oczy. Uśmiechnął się szyderczo, widząc,
że się go boi. Wiele razy słyszała pogłoski o tym jaką dysponował siłą. Na
pierwszy rzut oka zdawał się nie pasować do wielkiego porucznika, ale były to
tylko pozory.
Surge
zamknął drzwi z trzaskiem.
– Skąd
wiedziałaś gdzie jest? – zapytał mężczyzna, wymownie wskazując na rannego
stworka. – Tylko bez bajek.
Nie
mogła mu powiedzieć prawdy. W wersję Sebastiana Surge też nie uwierzy. Jednak
bardziej niż jego bała się Weroniki.
– Powiedział mi duch – wymyśliła i od razu
tego pożałowała. – Chciałam odzyskać Esterę i wtedy…
–
Powiedziałem bez bajek! – ryknął tak nagle, tak że o mało nie spadła przerażona
z łóżka. Próbowała się uspokoić tym, że nic jej nie odważy się zrobić. W końcu
była córką jednego z najważniejszych ludzi w Zespole R, nawet ten dryblas
powinien o tym wiedzieć. Starała się więc nie panikować.
Mężczyzna
ochłonął natychmiast i już zupełnie innym tonem dopytał:
–
Weronika?
Dziewczynie
spróbowała się rozpłakać, co nie było zbyt trudne. W końcu została sama. Znowu.
– Nie,
ja mówię prawdę… Nie wiedziałam, gdzie jest moja Estera, a on mi powiedział.
Bałam się, że Kamil w to nie uwierzy, więc razem z Sebastianem wymyśliliśmy dla
niego kłamstwo.
– Dla
mnie też mogłabyś spróbować wymyślić coś lepszego.
– Ja
nie wiem o co panu chodzi! Naprawdę chciałam odzyskać tylko swojego Pokemona! –
Czuła, że była przekonująca. Że na pewno znalazłby się ktoś, kto by jej
uwierzył. Jednak porucznik musiał wiedzieć więcej, niż podejrzewała.
Surge
westchnął ciężko i spojrzał na swojego Raichu.
–
Wydajesz się być rozsądną dzieciną. Taką, która stara się unikać kłopotów, a
nie pakuje się z zamkniętymi oczami w największe płomienie. Tak jak choćby twój
ojciec. Wolałbym więc, żebyś nie kazała mi robić rzeczy, które nikomu z nas się
nie spodobają.
Delikatny
wystrzał iskier przeszył powietrze. Cienkie, świecące gałązki zajaśniały na
błyskawicy wieńczącej ogon stwora. Anka w pierwszej chwili nie mogła w to
uwierzyć. Czy Surge właśnie zamierzał ją torturować? Na pewno chce ją
przestraszyć, przecież nie był głupi…
– Nie
zrobisz tego – jej głos nabrał powagi, choć pod koniec trochę zadrżał. – Mój
ojciec… on cię znajdzie i zrobi ci takie rzeczy... On tego tak nie zostawi.
– Ale
pana Rosta tu nie ma. Poza tym myślisz, że się go boję? Doprawdy, rozbawiasz
mnie dziecino.
Ogon
rozbłysnął jeszcze jaśniej.
–
Powinieneś – odparła. – W końcu dla niego pracujesz!
Nie
chciała tego powiedzieć, wystraszona przestała panować nad sobą. Nie była tego
pewna, Surge wielu osób nienawidziło w Zespole R. Ale po tym co usłyszała u
Weroniki mogła mieć takie podejrzenia.
Na moment na twarz porucznika wstąpił grymas
będący czymś pomiędzy niedowierzaniem, a całkowitym oburzeniem. I wtedy, bez
ostrzeżenia, łupnął pięścią obok niej, mało nie rozwalając łóżka.
–
Dość! Postąpię z tobą jak z każdym pełnoprawnym członkiem tego waszego
zaplutego zespołu. – Anka niemal poczuła zapach gumy, którą żuł porucznik. –
Może słyszałaś, że przeciętny Raichu potrafi wytworzyć napięcie rzędu stu
tysięcy wolt. Jeżeli tak, to muszę ci powiedzieć, że to nie do końca prawda.
Odpowiedni trening potrafi poprawić to i owo. A, co ważniejsze, mój Raichu umie
nie zostawiać śladów.
Dziewczyna
spojrzała na stworka, który już się nie uśmiechał, jakby wiedział, że żarty się
skończyły.
– To
jak? Powiesz mi teraz, skąd wiesz, gdzie był ten pokemon?
Pomarańczowy
stwór zszedł z łóżka i zbliżył się niebezpiecznie. Dziewczyna poczuła, że nie
chce cierpieć za zespół R, za ojca, za Weronikę, za ich intrygi. Gdy tylko
poczuła ból, wykrzyczała.
–
Weronika! Powiedziała mi to Weronika.
–
Wspaniale. Ale to była dopiero rozgrzewka. Teraz drugie pytanie. Kim był człowiek,
który was zaatakował?
–
Robert. Brat Kamila. Przynajmniej tak mówił, tak naprawdę to może być każdy!
Do
środka wparował mężczyzna w białej koszuli z poluzowanym krawatem. Towarzyszyła
mu dość elegancka kobieta na wysokich obcasach oraz członkini oddziału
specjalnego, której porucznik przekazywał rozkazy.
– Nie
mogłam ich zatrzymać – wydukała ta ostatnia.
Mężczyzna
patrzył na Surge’a osłupiały. Wydawało się, że w przeciągu tych kilku sekund
postarzał się o kilka lat.
– Surge?
Co to za prywatę tu odwalasz?
Porucznik
wyprostował się, a na jego twarz wrócił pewny siebie uśmieszek. Tak jakby
właściwie nic się nie stało.
– Po
prostu ułatwiam ci robotę, panie komisarzu Bracki. Czy może mam już mówić,
agencie?
– Zamknij
się! – ryknął nagle tamten. – Po stokroć zamknij się! Cholera Surge, przecież
to jeszcze dziecko. Jak to teraz wytłumaczysz?!
– To są
właśnie te znaczące uprawnienia, o których panu mówiłam, komisarzu Bracki –
wyręczyła porucznika Karolina, poprawiając torbę z laptopem w dłoni. Porucznik
wyraźnie był zaskoczony uzyskanym wsparciem, ale szybko odnalazł się w
sytuacji.
– Tak,
Przemku – zawtórował. – Wszystko co miało tu miejsce, zostało wykonane w
majestacie prawa. Radziłbym nie robić teraz niczego głupiego.
Komisarza wyraźnie zatkało. Anka
wiedziała, że jeżeli ktoś może ją teraz stąd wyciągnąć, to był to ten
człowiek. Ale wszystko wskazywało, że
mężczyzna ulegnie. Nie był herosem, nie miał w sobie nawet zwykłej zapalczywości,
a porucznik zdawał się górować nad nim i posturą, i liczbą sprzymierzeńców.
A jednak powiedział Bracki do
niej słowa, które zrzuciłyby cały worek kamieni z serca.
– Idziemy.
–
Komisarzu, proszę to dobrze przemyśleć – upomniała go kobieta.
–
Przemyślałem to wystarczająco dobrze. Nie mam zamiaru w tym uczestniczyć.
Jeszcze dziś porozmawiam z pani przełożonym.
Wyciągnął
rękę do dziewczyny. Wychodzili. Funkcjonariusze z jednostki specjalnej
odprowadzali ich groźnymi spojrzeniami, Pokemony próbowały przestraszyć
syczeniem błyskawic. Tylko Surge patrzył z pewną dozą podziwu. Nikt ich jednak
nie zatrzymywał.
– Dziękuję – powiedziała dziewczyna,
gdy byli już na zewnątrz.
– Nie
musisz. Odpowiesz na kilka moich pytań? Po tym co zrobiłem będę miał pewnie
spore problemy, wolę wiedzieć lepiej w co się wpakowałem.
Dziewczyna
rozejrzała się nerwowo. Czuła, że była winna wyjaśnienia temu człowiekowi,
jednak nie chciała, żeby ktoś ją usłyszał. Wtedy między tłumem przesłuchiwanych
ludzi zobaczyła znajomą limuzynę. Weronika. Nie miała wiele czasu.
– Odpowiem
na to co mogę. I proszę się śpieszyć, ktoś po mnie zaraz przyjdzie.
– Póki co
jeszcze jestem policjantem, więc nikt nie może mi od tak zabrać świadka,
którego chcę przesłuchać.
– Ona
będzie mogła – powiedziała poważnie. Bracki najwyraźniej był na tyle
doświadczony, by nie dopytywać się o szczegóły. Odeszli trochę na bok, jakby było
to rutynowe spisanie zezna, tak jak w przypadku pozostałych przesłuchiwanych
pod centrum.
– Dobrze.
Rozumiem, że jesteś córką Edwarda Rosta?
– Nie mogę
tego powiedzieć.
Mężczyzna
zareagował zupełnie inaczej niż się spodziewała, że zareaguje policjant.
Ponieważ właściwie nie dał po sobie niczego poznać.
–
Spokojnie, chyba nikt nie wybierał sobie rodziców – odparł, jakby wyczytał odpowiedź
w jej myślach. – W magazynie i pod wieżowcem walczyłaś ty i twój kolega,
prawda? Wiesz kim był człowiek, z którym walczyliście?
– Bratem
tego kolegi. A przynajmniej taką miał postać.
– Czego od
was chciał?
– Raichu.
Tego, który leżał w tej sali gdzie byłam.
– Dlaczego?
– Za
długo. Już jest. Może resztę uda się później, niech pan mnie prowadzi do
radiowozu, czy czym tam pan jeździ.
Wśród
tłumu oczekujących na przesłuchanie ludzi, widziała już kobietę w turkusowej,
koktajlowej sukni i kapeluszu z wielkim rondem. Jedno musiała jej przyznać.
Była piękna.
Zazdrościła tego jak się
poruszała, jej uśmiechu oraz spojrzeń, które potrafiła na siebie ściągnąć. Gdziekolwiek się nie pojawiła, była w centrum
uwagi. Teraz właściwie sunęła w ich kierunku niczym jakaś cholerna nimfa, z
perlistym uśmiechem, który wydawał się bardziej szczery niż radość Growlithe’a
po powrocie swojego pana.
– Panie Przemysławie – powiedziała
już z daleka. – Jestem naprawdę wdzięczna, że wyciągnął pan Anię z rąk tego
brutala.
–
Przepraszam? – zapytał nieco skołowany komisarz. – Może mogłaby się pani
najpierw przedstawić?
– Właśnie,
gdzie moje maniery? Weronika Gardevoir. – Wyciągnęła dłoń do komisarza, niby
mimochodem, pokazując pierścionek z wielkim brylantem. – Niedługo Weronika Rost.
Oczywiście
musiała się tym pochwalić. Ojciec Anki stracił nadzieję na odzyskanie żony. W
końcu minął już prawie rok.
–
Gratuluję. Ale chyba czegoś tu nie rozumiem. Możesz mi powiedzieć, czego ode
mnie chcesz? – Komisarz najwyraźniej nie miał ochoty na zbyteczne uprzejmości.
–
Słyszałam o panu, że jest pan człowiekiem czynu. I bardzo dobrze. Chciałam
jeszcze powiedzieć, że jestem ogromnie wdzięczna za to, co tutaj się wydarzyło.
Odpowiedni ludzie o tym usłyszą. Jednak z przykrością muszę dodać, że zabieram
od pana Anię, zanim wygada wszystkie moje sekreciki. – Po tym zdaniu roześmiała
się głośno.
–
Rozumiem, że moje protesty na nic się w tym wypadku nie zdadzą.
– Domyślny
pan też jest. Jednak by nie był to z pana strony tylko akt wiary, zaraz
powinien pan otrzymać telefon od swojego przełożonego. O, już.
Jak na
zawołanie w kieszeni zadzwoniła komórka. Rozmowa nie trwała długo. Jakiś
starszy mężczyzna, najprawdopodobniej komendant, powiedział dwa zdania, które
usłyszała nawet Anka. „Wypuść ją. Przyjeżdżaj natychmiast.”
– To chyba
wszystko – powiedziała Weronika. – A i prawie bym zapomniała. Niech pan nie
męczy za nadto Kamila pytaniami, gdy się obudzi. Chłopak sporo przeszedł
ostatnio. Ale wydaje mi się, że lepiej będzie to zrobić przed innymi.
Zostawiły
skonsternowanego mężczyznę i wsiadły do podstawionej już czarnej limuzyny. W
środku siedział już Sebastian.
–
Przepraszam gołąbeczki za spóźnienie – rzuciła kobieta, gdy odjechali, nie wychodząc
przy tym z roli. – Powiedziałaś coś?
– Tylko
Surge’owi o tobie. Jego Raichu poraził mnie prądem.
Kobieta
chwilę przetrawiała tę informację albo czekała, czy dziewczyna coś doda.
Sebastian przytulił Ankę do siebie, przepraszając za to, że nie udało mu się
zrobić więcej. Dziewczyna odsunęła się od niego.
– To nic –
rzuciła w końcu Weronika. – I tak nie wiedziałaś niczego ważnego, moja droga. Chciałam
sprawdzić twoją lojalność i jak na razie jest ona jeszcze nie wystarczająca.
– Jak to
nie wiedziałam nic ważnego? Mogłam wszystko powiedzieć Surge’owi?
– Czego tu
nie rozumiesz? Szkoda tylko pana Brackiego, poczciwy z niego człowiek, miejmy
nadzieję, że nie wszystkie jego znajomości wygasły. Nie chciałabym tak
ostentacyjnie go ratować.
Samochód
ruszył. Weronika chwilę popatrzyła na centrum Pokemonów, po czym odezwała się
do dwójki.
–
Słyszałam, że Meowth się wygadał o Sebastianie. Nie aranżowałam tego, jeśli cię
to uspokoi. Ale przynajmniej już oficjalnie możecie oboje wysłuchać dalszej
części planu.
Anka
poczuła jak coś w niej pękło. Nie miała nawet siły protestować. Po prostu się już pogodziła z tym, że to wszystko tak szybko się nie skończy.