Rozdział 12: Bestia spod Czarnego Kła

sobota, listopada 12, 2016 0 Komentarzy A+ a-

Nie rozmawiali zbyt wiele. Nie było żadnych wyrazów zaniepokojenia, a tylko krótkie dwa polecenia: Bracki miał przekazać pieczę nad śledztwem Pawlickiemu i udać się razem z Karoliną do samochodu. Jego samochodu. 
– Mogłaby mnie pani oświecić, co się właśnie dzieje? – zapytał zniecierpliwiony komisarz, siadając za kierownicą. Dla podkreślenia swoich słów, trzasnął drzwiami, choć nie za mocno, bo jednak darzył pewnym szacunkiem swojego sportowego sedana.
Pani Vulpix odsunęła fotel, by móc założyć nogę na nogę. Z dużej, skórzanej torby wyciągnęła laptopa i posłała komisarzowi krótkie spojrzenie, mające pewnie oznaczać: „Jeszcze moment”. Podłączyła niewielkie urządzenie, najprawdopodobniej do wykrywania pluskw, i pobieżnie przebadała wnętrze auta.
– Czysto – stwierdziła, po czym zaczęła uruchamiać jednocześnie kilka aplikacji, w międzyczasie skrobiąc maila szybciej niż niejedna sądowa protokolantka. – Może komisarz zawrócić w stronę miasta? I włączyć klimatyzację?
– A pani mogłaby odpowiedzieć na moje pytanie?
– Za chwilę.
Bracki zaklął niewyraźnie pod nosem i odpalił silnik. Musiał przyznać, że pani Vulpix była dość urodziwa, mimo miny niedostępnej królowej śniegu. Jednak przyglądając się dokładniej, zauważył nierówno polakierowane paznokcie oraz czerwień szminki wychodzącą poza obrys ust. Kobieta miała zrobić na nim wrażenie, może nawet onieśmielić, jednak najwyraźniej troskę o wygląd odłożyła do ostatniej chwili. Może ją także nagle wyrwano z urlopu? Wskazywałby na to choćby delikatnie jaśniejszy ślad po spodenkach na opalonych nogach. 
            Gdy ruszyli, magnetyczny odrzutowiec podniósł się w powietrze i w błysku fleszy odleciał w stronę stolicy z rykiem, od którego zadrżały szyby, a zebrani wokół pobojowiska ludzie pozatykali uszy. 
            – Wypatrzył komisarz cokolwiek podejrzanego w ciężarówce tym samym spojrzeniem, które ocenia teraz mnie?
            Bracki uśmiechnął się z politowaniem. Jeśli kobieta próbowała go zawstydzić, musiała się bardziej postarać. Nie zamierzał także zwierzać się jej ze wszystkich swoich przemyśleń.      
            – Baterie, prowiant i transformator. Prawdopodobnie gdzieś w okolicy Zespół R ma kolejną nielegalną farmę elektryczną. Mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie mam jechać?
            – Do dzielnicy portowej. Jest pan pewien tej farmy elektrycznej? Czy używa się w nich transformatorów?
            – Nie wiem, może to farma nowego typu. Może mnie pani oświecić, czego biuro ode mnie oczekuje, czy mam sam się o to zapytać pani przełożonego?
            – Nie ma takiej potrzeby. Biuro przysłało mnie, gdyż otrzymaliśmy przesłankę, że w Oranii przebywa bądź przebywał groźny przestępca ścigany międzynarodowym listem gończym. Mam nadzorować pracę miejscowych agentów. Nie znamy właściwej tożsamości tego człowieka, wiemy że posługiwał się wieloma, często dość infantylnymi pseudonimami. Nasze źródło zaś nazywa go Robertem i najprawdopodobniej jest to jeden z agentów BBW.
            Bracki drgnął. Agenci nie powinni podawać takich informacji miejscowym służbom. Agent wyjęty spod prawa bardzo źle wyglądałby w mediach, a takie zachowanie jest prośbą o kłopoty. Nie mógł jednak podejrzewać, że agentka o tym nie wiedziała.    
– Najprawdopodobniej?
            – Nie mamy pewności. Podejrzany jest o napaści, kradzieże, oszustwa w lidze w Kalos i Sinnoh, używanie cudzej tożsamości, wyłudzenia, wielokrotne ucieczki przed policyjnymi pościgami oraz niszczenie publicznego mienia.
            – Podejrzany, a nie oskarżony?
– Czy ja niewyraźnie mówię? – obruszyła się kobieta. Temperamentna istotka – pomyślał Bracki.
– Według kamer i świadków – kontynuowała – czyny, które mu przypisujemy, dokonały różne osoby, jednakże prawdopodobnie ów człowiek maskuje swoja tożsamość z pomocą Zoroarka, który za każdym razem nadaje mu nowy wygląd. Zwykle przybiera on postacie osób dość poważanych – wyobraża pan sobie choćby burmistrza Złotej Włóczni dokonującego napadu na bank w samych bokserkach?
– Czy jest to niezbędne do zrozumienia powagi sytuacji?
Nawet Karolina – lodowa królowa – lekko się uśmiechnęła.
– Nie. Tak czy inaczej, biuro musi zatrzymać tego człowieka, a pan może w tym teraz bardzo pomóc.
– Z radością – rzucił kpiąco. – Kradzieże? To zwykłe, rabunkowe napady, czy kradł coś konkretnego?
– Co do pana przenikliwości chyba także nie mijano się z prawdą. – Kącik ust podniósł się do góry, odsłaniając idealne, białe zęby. – Kradł najczęściej pieniądze. Jednak kilka kradzieży zasługuje na większą uwagę np. Manuskrypt o bestii ukrytej pod Czarnym Kłem. Wiadomo też, że wtargnął do posiadłości Stanisława Strzelckiego, dość znanego badacza starożytnych świątyń swego czasu.
Bestia spod Czarnego Kła – przypomniał sobie teraz mężczyzna. Kilka razy słyszał o tej starej legendzie, wielu uważało, że to ten potwór doprowadził do masakry piętnaście lat temu. Ale to mógł być przypadek. Taj jak to, że Stanisław zaginął kilka dni przed „Operacją Gromów”. Jednak ostrzeżenie Surge’a już nim być nie mogło. Skąd ten stary łajdak wiedział z czym do niego przyjdzie agentka.     
– Piętnaście lat temu – rzucił Bracki. – Znałem go, jak pani wie byłem wojskowym, a archeologiczne wykopaliska potrafią być niebezpieczne. Nie wiem czego mógłby szukać w opuszczonym domu. Czarny Kieł za to nic mi nie mówi. – Postanowił udawać głupiego. Za to chyba jeszcze nikogo nie skazano?
– To stara nazwa. Tak nazywano jeden ze szczytów w górach pomiędzy Lawandią a Oranią.  
– Tak? To zabawne jakich rzeczy może się człowiek dowiedzieć o swojej okolicy od agentek BBW.
Kobieta zmrużyła badawczo oczy.
– Zapytam pana wprost. Czy brał pan udział w operacji „Oswajanie Gromów”?
– Nie. Skąd. Co to za operacja?
– Nieważne, przynajmniej dla pana.
Wiedziała. Poznała, że kłamał. Nie powinien wspominać o Staszku. To nie był co prawda żaden dowód w sprawie, ale tyle wystarczyło komuś na górze, by pociągnąć kolejne sznurki. Zaczął wątpić czy ta cała szopka z Robertem nie była ustawiona po to, by kobieta wyciągnęła od niego tylko tę informację.   
             – Wracając do Roberta – kontynuowała. – Do tej pory umykał każdej obławie, mimo że korzystamy z pomocy Pokemonów, których iluzja nie oszukuje. Jednak to ciągle za mało by go zatrzymać. W Oranii może być kilka godzin, więc czeka nas trochę intensywnej pracy.
            Wtedy na ekranie laptopa wyskoczył komunikat alarmowy.
            – Coś się stało? – zapytał komisarz.
            – Robert na sto procent jest w mieście.
            – Jakieś dowody?
            – Zdaje mi się, że jeden jest przed panem.
            Bracki zobaczył niewielki punkt na niebie i przeszedł go dreszcz. O tym co widział, słyszał tylko legendy. Wyciągnął telefon komórkowy i wybrał kontakt.
         – Podkomisarzu Pawlicki? Jest tam jeszcze Surge? Powiedz mu, że ma robotę. Jaką? Nic poważnego – powiedział, siląc się na nonszalancję. – Nad miastem lata sobie Zapdos.