Rozdział 22: Nie ma ludzi idealnych
Komisarz Bracki czekał na Kamila przy schodach, w holu
pałacyku Agaty. Podkrążonymi oczami przyglądał się rzeźbie miniaturowego drzewa,
którego gałęzie im wyżej tym bardziej przypominały szponiaste, powyginane
paluchy. Gdy zobaczył chłopca, skinął głową i uśmiechnął się niewyraźnie, tak
jakby nawet ten gest był dla niego dużym wysiłkiem.
– Zawsze mnie to zastanawiało – powiedział mężczyzna. – To
tutaj chyba nie stoi tylko w celach ozdobnych, prawda?
Kamil spojrzał na rzeźbę, ale nie dostrzegł niczego
nadzwyczajnego. Ot, kolejne nieco mroczne dzieło, których w całej posesji było
pełno. Kunsztu artyście na pewno nie można było odmówić, jednak
Jankowskiego zastanawiało, co człowiek musiał mieć w głowie, by chcieć otaczać
się podobnymi przedmiotami.
Agata skrzywiła się podirytowana, jakby właśnie zobaczyła
obce dziecko, grzebiące w jej rzeczach.
– Oczywiście – odrzekła z przekąsem. – Jedna z gałęzi
otwiera przejście do sekretnego pomieszczenia, gdzie zazwyczaj odprawiam
mroczne rytuały albo haftuję.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby ta część z haftowaniem była
prawdą – rzucił Bracki z uśmiechem, nie zważając na ton wypowiedzi. – Udostępnisz
nam jakiś pokoik, w którym moglibyśmy porozmawiać?
– Wolałbym altankę – zaproponował szybko chłopak, zanim
kobieta zdążyła odpowiedzieć. Widząc zdziwione spojrzenia, wytłumaczył się. –
Kilka godzin trenowałem w sali za pałacykiem, chciałbym trochę odetchnąć.
Staruszka popatrzyła na niego spod byka.
Staruszka popatrzyła na niego spod byka.
– Ty chyba, chłopcze, naprawdę lubisz denerwować ludzi –
rzekła.
Kamil wzruszył ramionami zdziwiony. Co tym razem zrobił nie
tak?
– Dla mnie może być – wciął się Bracki. – Chcesz nam
towarzyszyć, Agato?
– Nie. Niczego ciekawego się nie dowiem, ani ja nie mam
nic więcej do powiedzenia – ostatnie słowa skierowała bardziej do młodego
trenera.
Odwróciła się i poszła na górę. Kamil przewrócił oczami i
machnął ręką. Jankowskiego zaczynało irytować zachowanie Agaty. Wiele mogło
zależeć od informacji o ojcu, czy nawet Darkraiu, a ona mówi, by zapytał kogoś
innego. Chyba nadal mnie nie docenia – pomyślał. Pewnie myśli, że nie ma sensu wtajemniczać
w cokolwiek jakiegoś dzieciaka. Wyciągnie razem z Sabrinką informacje z Raichu
i to tyle jeśli chodzi o współpracę.
Dlaczego
świat usilnie działał w ten sposób?
Gdy
wyszli na podwórze, Bracki odetchnął głębiej. Zmęczenie nie zmieniło jego
prostej, żołnierskiej postawy, która kontrastowała z pomiętą na rękawach
koszulą i niedbałą fryzurą. W tym samym stroju był w lecznicy,
najprawdopodobniej przez noc nie zawitał nawet do domu.
–
Widzę, że też nie lubisz tej nawiedzonej chałupy – zagaił Bracki. – Dobrze, mimo
wszystko, że zaproponowałeś altankę. Ja nie chciałem nic mówić, bo, jak pewnie
zauważyłeś, Agata jest na to strasznie cięta.
– Jak
chyba na wszystko – burknął Kamil.
– Czyli
już zdążyłeś poznać lepiej naszą członkinię elitarnej czwórki. Nie przejmuj
się, przez całe życie Agata zebrała tyle odcisków, że każdy w końcu na któryś nadepnie.
Przejdzie jej.
–
Długo pan ją zna?
–
Wystarczająco. Przyjeżdża do Oranii od dawna, czasem pomaga przy sprawach
policji. Ale przede wszystkim chodzi jej o ten dom. Podobno zawsze po przybyciu sprawdza, czy służba czegoś nie poprzestawiała.
– Na ich miejscu przestawiłbym wszystko na
wysypisko – odrzekł szczerze.
Mężczyzna
zmełł w ustach jakąś uwagę, zanim ją wypowiedział. Nie przypominał Kamilowi
policjantów, z którymi do tej pory miewał do czynienia Wydawał się znacznie
bystrzejszy, ale też bardziej zmęczony, i to w sposób, który nie wynikał tylko
z jednej nieprzespanej nocy.
– Agata
poszczułaby cię Gengarem, gdyby to usłyszała. Pałacyk nie zawsze należał do
niej. Z tego co wiem, kupiła go na licytacji dokładnie w takim stanie.
Wcześniej mieszkał tu Władysław Podlecki, był chyba profesorem uniwersytetu w
Mormorii. To on zebrał wszystkie rzeźby, wiele z nich jest wartych majątek, podobnie zresztą jak cały budynek.
–
Dziwne – powiedział chłopak. – Agata i dyrektor muzeum wspominali o jakimś
Władku, który zmienił się w tego Darkraia z centrum Pokemonów.
Mężczyzna
zmarszczył na moment czoło.
– To
raczej przypadkowa zbieżność – odparł szybko. – Zresztą, na twoim miejscu nie
zaprzątałbym sobie tym głowy, ważne jest, że, także dzięki twojej pomocy, udało
nam się złapać groźnego przestępcę. Podejrzewam, że burmistrz albo komendant da
ci za to jakieś wyróżnienie. W końcu ciężko przepuścić okazję by podreperować
swój wizerunek przy młodym bohaterze.
–
Jakie wyróżnienie? Przecież nie zrobiłem niczego niezwykłego.
– I
tak trzymaj – powiedział, troszkę drwiąco, Bracki. – Usiądziemy? W końcu to ja
miałem zadawać ci pytania. – Zaśmiał
się.
Weszli
do altanki. Komisarz wyciągnął notes i długopis, po czym usiadł prosto, nie dotykając
plecami oparcia. Sztywniak – pomyślał Kamil. Usłyszał szelest dochodzący z
pobliskich krzewów. Podglądacza zdradziła wystająca przez moment błyskawica.
Będzie się trzeba do tego przyzwyczaić – powiedział do siebie w myślach. Rozłożył
się na ławce naprzeciwko policjanta i niemal zsunął pod stolik. Przyglądał się Brackiemu
z tej pozycji, tak jak robiłby to Raichu. Czuł, że komisarz coś przed im
ukrywał. „Przypadkowa zbieżność” – dobre sobie.
– Zanim
zaczniemy – rzekł Kamil. – Mogę wiedzieć, dlaczego pan i Agata nie mówicie mi
wszystkiego?
Komisarz
nagle z poważniał.
– Bo
nie mam takiej potrzeby – odparł bez ogródek.
– A
może właśnie jest taka potrzeba? – niemal krzyknął Kamil. – Może mógłbym jakoś
pomóc?
– Pomóc? Ty?!
– zapytał ostro komisarz.
Jankowski
domyślał się, co stało za tymi słowami. Jak chcesz pomóc, gruby dzieciaku?
Lepiej zajmij się trenowaniem i nie przeszkadzaj ludziom w pracy.
–
Przepraszam – rzucił po chwili mężczyzna, rozmasowując powieki. – Jestem
przemęczony i trochę łatwiej mnie zdenerwować niż zazwyczaj. Zrozum, to sprawy dorosłych i
to bardzo, ale to bardzo poważne. Ty znalazłeś się w nich tylko przez przypadek i postaramy się, byś jak najwcześniej mógł wrócić do normalnego życia. Masz jeszcze jakieś pytania, czy możemy już
zacząć?
Niezrażony
Kamil, uznał, że nic nie stoi na
przeszkodzie, by Bracki rozjaśnił mu jeszcze jedną sprawę.
–
Właściwie to mam.
– Nie
no… – urwał. Odłożył długopis, który zsunął się po blacie w stronę Kamila. –
Słucham.
Kamil
wyprostował się na ławce i podał Brackiemu długopis. Splótł pulchne dłonie na
blacie stołu.
– Dowiedziałem
się dzisiaj, że moim prawdziwym ojcem jest Stanisław Strzelcki. Pytałem się o
niego Agatę, ale tylko ją zdenerwowałem. Wspomniała jednak, że pan może coś o
nim wiedzieć. Nigdy go nie poznałem, ale chciałbym jaki był, czym się
zajmował. Mógłby pan pomóc, bardzo by mi na tym zależało.
–
Teraz przynajmniej wiem, skąd ten nastrój Agaty – rzucił komisarz, nieco się
rozluźniając. – Stąpasz po cienkim lodzie, ale niech ci będzie. Choć lepiej by było, gdyby ktoś inny opowiadał ci o ojcu. Ja właściwie dopiero wczoraj
w ogóle przypomniałem sobie, że obstawiałem kilka jego wypraw. Nigdy się mi nie
przedstawił, zresztą to było jedno z wielu zleceń, a ja byłem tylko zwykłym żołnierzem. Wystarczyło mi
wiedzieć, że opłaca nas Dembek, wtedy chyba jeszcze doktor. Mogę powiedzieć, że
Stanisław był dobry, w tym co robił – mam na myśli pracę archeologa, choć jako
trener także odniósł jakieś sukcesy. Nie wiedziałem jednak, że miał żonę i
dzieci. Był wtedy już dość sławny, ponieważ odkrył jakąś dobrze zachowaną
skamieniałość, dzięki której udało się przywrócić do życia wymarły gatunek
Pokemona. Jedno jego zdanie pamiętam do dzisiaj – powiedział, że ciężko mu się
cieszyć z tego odkrycia, bo szukał czegoś innego.
–
Czego?
– Nie
wiem. Na ostatnią swoją wyprawę nie zabrał nikogo. Potem zaginął bez wieści.
Przykro mi. I jeszcze przepraszam za moje nerwy. To dla ciebie też muszą być
trudne dni. Dowiedzieć się po tylu latach, że prawdziwym ojcem jest ktoś inny…
nie zazdroszczę.
– Da
się z tym żyć.
Kamil
uświadomił sobie, że nie czuł żadnego żalu czy smutku, a jedynie ciekawość. Chciał
dowiedzieć się, co miało miejsce piętnaście lat temu. Darkrai więził wielu
ludzi, co jeżeli schwytał także jego Ojca? Jeżeli tak było, to istniała szansa,
że Strzelcki jeszcze żyje – Istota z jakiegoś powodu nie zabijała, w końcu wszyscy
funkcjonariusze Surge’a, którzy walczyli w lecznicy, przeżyli.
– Możemy
przejść już do przesłuchania i mieć to już za sobą – zaproponował mężczyzna. –
Chciałbym przespać się kilka godzin, zanim przyjedzie Sabrina. Powinienem być
przy… nie wiem jak to nazwać… rytuale?
Kamil
skinął głową. Podejrzewał, że Bracki i tak wiedział o wszystkim od Agaty, ale
bez protestów streścił mu wydarzenia ostatniego dnia – spotkanie z Anką na
plaży, włamanie do magazynu – nie wydawało mu się, by cokolwiek dawało owijanie
tego faktu w bawełnę – walkę z iluzja Roberta i spotkania z Istotą. Komisarz
skrupulatnie notował najważniejsze fakty, notatnik zapełniał się w ekspresowym
tempie.
– Czy
wydarzyło się coś jeszcze? – zapytał na koniec Bracki. – Cokolwiek nietypowego,
nawet tydzień temu.
Kamil od
razu przypomniał sobie o chłopcu, który dał mu maskotkę Zapdosa i przekazał
wiadomość, by na siebie uważał. Nie mówił o tym nikomu, nawet Agacie. Wtedy coś
do niego doszło – dzieciak mógł spotkać jego ojca! W końcu kto inny mógł chcieć
go ostrzec? Z największym trudem nie dał po sobie niczego poznać. Miał zabawkę w
saszetce, jeżeli się o niej wygada, komisarz mógłby chcieć ją zabrać.
Zresztą,
to policjant podjął decyzję o tym, że nie będą mówili sobie wszystkiego.
– Nie
– odparł spokojnie Kamil. – Niczego takiego sobie nie przypominam.
***
Ania
Rost nie spała dobrze tej nocy. Centrum Pokemonów było przepełnione, musiała
dzielić pryczę z jedną dziewczyną, która w dodatku chrapała. Nie chciała przyznać przed sobą, że to tak naprawdę wyrzuty sumienia nie pozwalały jej zasnąć. Świt powitała niemal z uśmiechem. Uznała, że i tak już nie
zaśnie, więc przejdzie się na spacer.
Było dość
chłodno, lekka mgiełka unosiła się jeszcze między blokami. Idąc chodnikiem,
dziewczyna mijała jedynie ludzi sprzątających ostatnie butelki i papierki, które pozostały po wczorajszym koncercie. Lubiła Oranię o poranku, zielone skwery oraz wszechobecną, niemal magiczną ciszę, która jednak rozpływała się, gdy tylko otwierano sklepy, a na ulicach znów pojawiały się
samochody.
Skręciła
w stronę plaży. Uznała, że powinna już dawno sprawdzić w jakiej kondycji są jej
stworki. W końcu jutro odbędzie się losowanie par do turnieju, a ona dała swoim Pokemonom solidny wycisk podczas nieoficjalnych zawodów – inaczej niż w oficjalnych, tam
wszystkie walki odbywały się jednego dnia. Głupio zrobiła, idąc tam, jednak już
dawno postanowiła, że nie będzie brała pieniędzy od Ojca, a ich zdobycie było
jedynym sposobem, by poprosić o pomoc Kamila i nie wyjść przy tym na kompletną
szuję. Przynajmniej wreszcie miała pewność, że Dratini i Nidorina, które
złapała w Strefie Safari, należą do niej.
Gdy znalazła się na plaży, postanowiła udać się wzdłuż morza na pomost, na którym wczoraj znalazła Kamila. W
samej krótkiej sukience było tu jeszcze chłodniej, żałowała, że nie wzięła ze
skrytki w Centrum Pokemonów chociażby lekkiego sweterka. Z drugiej strony
pewnie za chwilę musiałaby go chować do torby, bo wszystko wskazywało na to, że
za chwilę znowu zrobi się gorąco.
Korzystając z tego, że na plaży nikogo nie było, wypuściła wszystkie Pokemony – Espeona, Lucario, Marilla, Chicoritę, Dratiniego i Nidorinę. Nazwała je odpowiednio Estera, Lucek, Neptunek, Rita, Dmuszka i Talona. Pokemony wyraźnie ucieszył niespodziewany spacer, te mniejsze ruszyły do przodu jak małe dzieci, ale Estera i Lucek szli już blisko trenerki.
Była to jej druga drużyna – z pierwszej ostała się tylko Estera. Reszta Pokemonów opuściła ją w Jaskini Diggletów, gdy poszukiwała śladów matki. Nie miała im tego za złe. Stwory kupił jej Ojciec, w normalnej walce sprawdzały się nad wyraz dobrze, trenerzy, którzy przygotowali je do sprzedaży, wykonali kawał porządnej roboty. Ale nie można było nauczyć przywiązania do obcej osoby. W jaskini to właśnie tego potrzebowała najbardziej.
Korzystając z tego, że na plaży nikogo nie było, wypuściła wszystkie Pokemony – Espeona, Lucario, Marilla, Chicoritę, Dratiniego i Nidorinę. Nazwała je odpowiednio Estera, Lucek, Neptunek, Rita, Dmuszka i Talona. Pokemony wyraźnie ucieszył niespodziewany spacer, te mniejsze ruszyły do przodu jak małe dzieci, ale Estera i Lucek szli już blisko trenerki.
Była to jej druga drużyna – z pierwszej ostała się tylko Estera. Reszta Pokemonów opuściła ją w Jaskini Diggletów, gdy poszukiwała śladów matki. Nie miała im tego za złe. Stwory kupił jej Ojciec, w normalnej walce sprawdzały się nad wyraz dobrze, trenerzy, którzy przygotowali je do sprzedaży, wykonali kawał porządnej roboty. Ale nie można było nauczyć przywiązania do obcej osoby. W jaskini to właśnie tego potrzebowała najbardziej.
Pamiętała
to jak dziś. Udała się w poszukiwaniu śladów po matce w jedno z ostatnich miejsc, które była w stanie
sprawdzić bez niczyjej pomocy. Tunele w Jaskini Diggletów ciągnęły się po
kilkadziesiąt kilometrów, ale nikt o zdrowych z zmysłach nie nocował tam samemu
– potężne, wężowate Onixy mogłyby rozgnieść taką osobę swymi skalnymi cielskami.
Tamto przejście było wyjątkowe, oddalone dość mocno od wejścia do jaskini, ale momentami szersze niż główny tunel i równe na tyle, by dziewczyna nawet przez moment nie musiała korzystać z czekana czy pomocy stworków – Estera niejednokrotnie przenosiła ją wcześniej za pomocą telekinetycznych mocy.
Tamto przejście było wyjątkowe, oddalone dość mocno od wejścia do jaskini, ale momentami szersze niż główny tunel i równe na tyle, by dziewczyna nawet przez moment nie musiała korzystać z czekana czy pomocy stworków – Estera niejednokrotnie przenosiła ją wcześniej za pomocą telekinetycznych mocy.
Po pół
godzinie przypadkiem znalazła ukrytą pieczarę – potoczyła się do niej bateria,
która chciała wymienić w latarce. W pierwszej chwili nie mogła w to uwierzyć, ale
ktoś musiał tam mieszkać. Znalazła świece, zepsute jedzenie i kartki papieru, a
także stertę śmieci w drugim „pomieszczeniu”. W trzecim odkryła długi łańcuch
przymocowany do ściany i zniszczone kajdany. Ktoś był tam więziony. Musiała
powiadomić policję.
Wtedy
nie wiedziała, co zaszło jej drogę. Teraz była świadoma, że w ciasnych
podziemnych korytarzach walczyła z Istotą. Jej Pokemony, jeden po drugim
odmawiały posłuszeństwa, nie mogła przywrócić ich nawet do kuli i powstrzymać
od ucieczki. Garchomp, Electivire, Charizard – nawet nie oglądali się za
siebie. W końcu została jej tylko Estera. Dziewczyna uciekła dzięki jej
heroicznej walce, oraz pędzącemu przez tunel kilkutonowemu Onixowi, który rozdzielił ją i
przeciwnika w kluczowym momencie.
Nie
mówiła o tym Kamilowi. Policja, którą w tajemnicy powiadomiła, nie rozpoznała,
kto mógł zostać tam uwięziony. Anna jednak ostatnio zaczynała
się domyślać.
Spojrzała
z wdzięcznością na swoje Pokemony. Nie miała tak silnej drużyny jak kiedyś,
jednak tym razem była pewna, że każdy ze stworków rzuciłby się za nią w ogień.
A na zwycięstwa zapracuje sama, zresztą miała już dwie odznaki, więc wcale nie
radziła sobie źle – dzięki nim już teraz miała zapewniony całkiem dobry start w kwalifikacjach do
finałów ligi. Chciała jednak wreszcie wygrać jakiś turniej, zamiast zadowalać
się co najwyżej drugim miejscem. Ostatnim razem, w Parmanii, przegrała tylko z
Kamilem. Nie spodziewała się, że potraktuje ją ulgowo, jednak porażka zabolała jak
żadna inna. Była zła na Jankowskiego, może też dlatego zgodziła się początkowo na propozycję Weroniki.
– Ale
byłam głupia – powiedziała na głos.
Lucario spojrzał na nią z dezaprobatą. Stwór na szczęście nie pozwalał się jej zbytnio nad sobą użalać, inaczej niż Estera, która pewnie bez problemu spędziłaby cały dzień na jej kolanach, by płakać razem z nią. Te dwa Pokemony były jej najbliższe – odbijały dwa różne oblicza dziewczyny.
Lucario spojrzał na nią z dezaprobatą. Stwór na szczęście nie pozwalał się jej zbytnio nad sobą użalać, inaczej niż Estera, która pewnie bez problemu spędziłaby cały dzień na jej kolanach, by płakać razem z nią. Te dwa Pokemony były jej najbliższe – odbijały dwa różne oblicza dziewczyny.
Przeszła
ze stworkami kawał drogi, zanim znalazła pomost, na którym spotkała wczoraj
Kamila. Drewniana konstrukcja ciągle jakimś cudem stała, ale dziewczyna nie odważyła
się na nią wejść. Nie zdziwiła się, że chłopak wybrał to miejsce – zawsze miał
smykałkę do odnajdywania urokliwych zakątków, czy to w górach niedaleko
Mormorii, czy na dachu jednej z galerii handlowych w Pryzmanii. Nigdy nie
oczekiwał czegoś w zamian, po prostu chciał się podzielić ładnym widokiem.
– Potrenujemy
tutaj – powiedziała do Pokemonów.
Miała
nadzieję, że może wreszcie uda się jej nauczyć Neptunka ataku o nazwie Wodny
Ogon. Przypominający kulkę Pokemon był wyjątkowo odporny na nową wiedzę, ale
Anka oparła się pokusie korzystania z maszyny uczącej. Kamil i wielu innych
trenerów uważało, że Pokemony nie „czuły” poznanych w ten sposób ataków i
zbierały się do nich dłużej niż powinny. Zamiast tego polecił jej ilustrowane
poradniki, które były zazwyczaj rzetelniejsze od artykułów w Internecie. Miała
kilka przygotowanych w torebce, znalazła odpowiedni i zaczęła czytać instrukcje.
Na
treningu z Pokemonami spędziła kilka godzin. Marill zaczynał rozumieć, o co jej chodziło,
jednak prawdopodobnie potrzebował jeszcze paru dni, by atak osiągał jakikolwiek
skutek. Reszta Pokemonów czuła się dobrze, poza Luckiem, który ciągle odczuwał
zmęczenie po niedawnej walce z Zoroarkami. Zogniskowany Podmuch, którym oberwał, był wyjątkowo mocny, szczególnie dla i
tak już zmęczonego Pokemona.
Telefon
zadzwonił jej w torebce. Numeru, z którego dzwoniono nie miała w przywróconych ze starego smartfona kontaktach.
–
Słucham?
–
Cześć, smarkulo. – Dziewczyna rozpoznała jędzowaty głos Jessie. – Przyjeżdżaj
do hotelu Snorlax, pokój trzynaście. Znaleźliśmy twoją matkę.
– Co?
Odpowiedziało jej przerwane połączenie. Dziewczyna przez moment siedziała w szoku, nie odsuwając telefonu od ucha. Dłoń zaczęły jej drżeć. Po policzkach popłynęły łzy szczęścia.
– Co?
Odpowiedziało jej przerwane połączenie. Dziewczyna przez moment siedziała w szoku, nie odsuwając telefonu od ucha. Dłoń zaczęły jej drżeć. Po policzkach popłynęły łzy szczęścia.
***
Pięciogwiazdkowy
hotel Snorlax należał do najbardziej luksusowych noclegów w Oranii. Nowoczesny, kilkupiętrowy budynek leżał przy samej plaży. Goście mieli tu na wyłączność basen, a ich samochodami zajmowali się parkingowi,
którzy niewiele przed południem nie mieli większego zajęcia.
Anka nie czekała, aż odźwierny otworzy jej
drzwi – sama chwyciła za klamkę. Właściwie wbiegła do recepcji, o mało się przy
tym nie wywracając na wypolerowanych kafelkach. Po chwili dezorientacji,
rzuciła się w stronę recepcji, przypominającej rozmiarem i wyglądem elewację budowli
z epoki klasycznej.
–
Pokój trzynaście! – powiedziała do portiera, nie mogąc złapać oddechu. – Moja
mama jest w pokoju trzynaście.
Doszło
do niej, że mówi jak wariatka. Szczęśliwie mężczyzna za ladą zachował
całkowity stoicyzm.
–
Proszę chwilę zaczekać. Zadzwonię, czy nasz gość się pani spodziewa.
Rost
oparła się dłońmi o granitowy blat. Zniecierpliwiona trzęsła niecierpliwie nogą. Portier kilka razy coś potwierdził, co jakiś czas zerkając na
dziewczynę. Anka miała ochotę pobiec na oślep i szukać pokoju na własną rękę.
Po którymś „Tak” z kolei, mężczyzna w końcu powiedział, że sam przyprowadzi
gościa i odłożył słuchawkę.
–
Zaprowadzę panią.
Weszli
do windy, wypełnionej ciepłym, pomarańczowym światłem. Panel z przyciskami do wyboru pięter zdobiły wykwintne ornamenty, właściwie każdy centymetr kwadratowy
hotelu zdradzał, że nie należy do najtańszych. Portier wybrał drugie piętro. Jechali może kilkanaście sekund, ale nawet ta chwila zdawała się
dziewczynie wiecznością. Drzwi otworzyły się i mężczyzna zaprowadził ją
szerokim korytarzem do właściwego pokoju. Już miał nacisnąć dzwonek, gdy Anka go powstrzymała.
–
Zaraz. Ja… – nie wiedziała co powiedzieć. Bała się. Bała się, że wszystko to tylko głupi
żart ze strony Jessie albo, co gorsza, jakaś podła pułapka Weroniki.
– Zdawało
mi się, że się pani śpieszy – powiedział portier z uśmiechem.
Wzięła
głębszy oddech. Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie…
– Dzwoń
pan – powiedziała z zamkniętymi oczami.
Drzwi
otworzył James i wpuścił dziewczynę do środka. Portierowi posłał niepewny
uśmiech i po chwili przekręcał już zamek.
–
Gdzie jest?
– Szybko
się uwinęłaś – powiedział mężczyzna. – Jest w salonie, czekamy aż przyjedzie twój ojciec. Zabronił kogokolwiek informować, poza tobą oczywiście.
–
Aniu, to ty? – usłyszała z głębi apartamentu. Nogi się pod nią ugięły. Wszędzie
rozpoznałaby ten głos. Ze łzami w oczach zobaczyła jak mama wstaje z fotela,
ubrana w jedwabny szlafrok. Była tak piękna, jak ją zapamiętała.
Wzruszona kobieta rozłożyła ręce. Rost nie ruszyła od razu do niej, ciągle nie była pewna czy nie ma przed sobą iluzji. Wzrok tak często ją oszukiwał, że już niczemu nie ufała. Jednak uwierzyła, gdy, na początku nieśmiało, objęła matkę drobnymi dłońmi. Poczuła pod opuszkami kosmyki włosów, połyskujące ognistym blaskiem. Odważyła się by spojrzeń mamie w oczy. To była ona. To na pewno ona. Przycisnęła się do niej mocniej.
Wzruszona kobieta rozłożyła ręce. Rost nie ruszyła od razu do niej, ciągle nie była pewna czy nie ma przed sobą iluzji. Wzrok tak często ją oszukiwał, że już niczemu nie ufała. Jednak uwierzyła, gdy, na początku nieśmiało, objęła matkę drobnymi dłońmi. Poczuła pod opuszkami kosmyki włosów, połyskujące ognistym blaskiem. Odważyła się by spojrzeń mamie w oczy. To była ona. To na pewno ona. Przycisnęła się do niej mocniej.
– Już,
moja droga. Już po wszystkim. Przepraszam, że zostałaś sama.
Odsunęła córkę, by ją obejrzeć. Objęła twarz Anki i wytarła łzy, choć sama była bliska płaczu.
Odsunęła córkę, by ją obejrzeć. Objęła twarz Anki i wytarła łzy, choć sama była bliska płaczu.
– Ja... –
zająknęła się. – Ja szukałam cię. Tak długo cię szukałam.
–
Wiem. Im podziękuj.
Znana
jej trójka z Zespołu R stała wyraźnie zadowolona z siebie w progu do drugiego pomieszczenia. Kto by pomyślał, że
będzie im za cokolwiek wdzięczna.
–
Naprawdę wam dziękuję. Jak… gdzie znaleźliście mamę?
– Szukaliśmy
broni, którą zabrał nam fałszywy Robercik – powiedziała Jessie. – Trafiliśmy do
opuszczonej fabryki w dzielnicy przemysłowej. Więcej pewnie powie ci Emilia, nie
będziemy wam przeszkadzać.
– Tak
– dodał kot, któremu wyraźnie spodobała się propozycja. – Pooglądamy sobie z
Rafałem telewizję.
– Z
jakim Rafałem? – zapytała szeptem Anka, gdy trójka przeszła do drugiego pokoju.
–
Chłopak z Zespołu R, którego trzymali razem ze mną. Było nas tam kilkoro.
Mieliśmy telewizję, widziałam jak walczysz! – powiedziała z uśmiechem. – Tylko
co się stało z twoimi Pokemonami, które dostałaś od Jana. Oddałaś je?
– Uciekły
ode mnie, gdy szukałam ciebie w jaskini Diggletów. Została tylko Estera.
Matka
ponownie uścisnęła córkę.
– Niepotrzebnie
ryzykowałaś. Zabrano mnie stamtąd tego samego dnia. Na szczęście zdobyłaś nowe.
Mówiłam Jankowi, by pozwolił ci wziąć tylko Espeona. On jednak lubi postawić na
swoim, zawsze chciał by było ci jak najlepiej… na swój sposób.
– Jasne
– powiedziała, siląc się na uśmiech. Nie chciała mówić o przykrych rzeczach,
jak o tym, że ojciec niemal zapomniał o niej przez ostatnie półtora roku. Ostatnio zdecydowanie
więcej uwagi od Rosta poświęciła Ance Weronika. – Nie zdobyłam nowych Pokemonów
sama, mam… miałam przyjaciela, który mi pomógł.
–
Miałaś?
– To
długa historia. Wszystko ci opowiem.
Usiadły
razem na mięciutkiej kanapie. Anka opowiedziała wszystko od dnia, w którym
poznała Kamila. Kobieta na początku cieszyła się, że córka mimo wszystko nie
zamartwiała się długo i przeżyła trochę przygód. Dopiero gdy doszła do wydarzeń
z Safarii, spochmurniała. Nie przerywała jej, nawet, gdy dziewczyna zacinała się
na dłużej. Gdy Anka skończyła, chwilę zastanawiała się co powiedzieć.
– To
wszystko przeze mnie – rzekła. – Gdybym nie weszła do tej jaskini, do niczego
by nie doszło. Ale obiecuję, wszystko się zmieni. Namówię Janka, by pozbył się
tej wiedźmy. Już nie będzie cię męczyć.
– On
się z nią chce ożenić! – krzyknęła rozgoryczona.
– Bo
myślał, że nie żyję – odparła pewna, jak niczego innego na świecie. Pogłaskała
dziewczynę po głowie. – Uwierz mi, wszystko będzie dobrze. Co do tego chłopca?
Chciałabym go poznać i podziękować, że się tobą zaopiekował. Ale nie będę ci sugerować,
co powinnaś zrobić. Wydaje mi się, że sama wiesz to najlepiej. A
teraz pokaż mi swoje Pokemony – powiedziała już zupełnie innym, trochę beztroskim
tonem. Tak jakby nie widziały się ledwie miesiąc, a nie prawie rok.
Jan Rost
przyjechał godzinę później. Był wielkim, umięśnionym mężczyzną po pięćdziesiątce,
z krótko przystrzyżonymi, szpakowatymi włosami. Gdy wszedł do salonu, zdawało
się, że pokój wypełnił się w całości jego obecnością. Przywitał się z żoną, Anka nie wierzyła,
że podobna do skały twarz ojca mogła być zdolna do okazania wzruszenia.
A jednak była.
A jednak była.
– Emilio…
Przepraszam, że musiałaś tyle czekać. Straciłem nadzieję po tym jak przysłali
twoją iluzję, myślałem, że cię zabili.
Anka rozpoznała najlepszy garnitur, jaki
posiadał ojciec w swojej kolekcji. Zależało mu. Teraz rozumiała tę pewność matki.
On nadal ją kochał. Poczuła ukucie żalu. Lepiej było sobie tłumaczyć zachowanie
ojca tym, że nie był zdolny do miłości, niż faktem, że po prostu nie potrafił
tego uczucia okazać córce.
– Jakby
nie patrzeć, to twoi ludzie mnie odnaleźli. Jednak przyznam, że jestem trochę rozczarowana.
Dlaczego tak zaniedbałeś naszą córkę? Miała tylko ciebie. I jak mogłeś dopuścić
by ta Weronika wciągała w swoje gry twoje dziecko? Czy wiesz, że przez to Surge’a
raził ją prądem by uzyskać od niej informacje?
Dziewczyna
nigdy nie widziała, by ojciec wyglądał na tak stłamszonego. Przeszedł ją
dreszcz, gdy spojrzał na nią. Spodziewała się gniewu, niewypowiedzianej
groźby, jednak znalazła tylko autentyczną skruchę.
–
Przepraszam. Ania za bardzo przypominała mi ciebie. Nie mogę okazywać słabości,
a przy niej to było niemożliwe. Dlatego jej unikałem.
Mężczyzna pochylił się nad nią i dotknął jej
policzka szorstką dłonią. Popatrzyli sobie chwilę w oczy.
–
Wybaczysz mi?
Anka
przełknęła ślinę. Kiwnęła głową, gardło miała tak ściśnięte, że i tak pewnie
nie wyartykułowałaby nawet słowa. Ojciec momentalnie spoważniał.
– Co
do Surge’a – powiedział, prostując się. – Zapłaci za to, co zrobił. Już
niedługo. Obiecuję, że go to zaboli.
Żona uśmiechnęła
się zadowolona. Najwyraźniej o c z e k i w a ł a podobnej deklaracji. Anka do
tej pory myślała, że matka była tak zaślepiona miłością, że nie dostrzegała
występków męża. Ona jednak była najwyraźniej doskonale świadoma tego, czym zajmował się Rost.
Z drugiej strony, do czego może posunąć się kobieta, której dziecko
skrzywdzono?
– A
Weronika? – dopytała. – Nie mam ci za złe tej przygody, ale wiesz, że nie będę tolerować
jej kontynuowania.
– Weronikę
już odsunąłem od Zespołu R oraz naszej rodziny. Wiem też, co może jej wpaść do
głowy, dlatego każę ją obserwować przez jakiś czas. W razie czego będą
wiedzieli, co robić.
–
Zawsze potrafiłeś mnie uszczęśliwić – rzuciła i pocałowała go w policzek. –
Dziękuję. Co się dzieje, Aniu? Zmarkotniałaś jakoś.
– Nieee.
Ja… – nie wiedziała co powiedzieć. Czuła się zszokowana i… rozczarowana.
– Wiem
co ci chodzi po głowie, córeczko. Ale jesteś już prawie dorosła. Kiedyś
zrozumiesz, że nie warto mieć skrupułów dla kogoś, kto skrzywdził ciebie albo twoją
rodzinę. Ta poczwara, która mnie uwięziła, też się o tym przekona.