Rozdział 5 - Kolejne kłamstewko

sobota, października 29, 2016 0 Komentarzy A+ a-

Skład budowlany zastawiony był zwojami przewodów, stosami prętów, cegłami i masą innych materiałów pozostawionych w takim nieładzie, że mógłby tu się ukrywać legendarny Mew i nikt by go nie znalazł nawet po dekadzie poszukiwań. Mogli więc odetchnąć z ulgą. Ani ochroniarz, który wrócił już na swoje miejsce w budce, ani robotnicy przed magazynem nie zobaczyli ich, gdy biegli ukryć się za pierwszym składem pustaków.
            – Spisałeś się, Kuba – powiedział Kamil. – Ale mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie.
            Duch wyszedł z cienia Anki i stanął przed swoim trenerem. Ten do tej pory nie mógł przyzwyczaić się do transformacji stwora, Pokemon czasem zachowywał się jak ciecz i wydawało się że mógł wtedy przybrać praktycznie dowolny kształt.  
            – Musisz wlecieć do tego magazynu i zapamiętać jak najwięcej, tak by to nam pokazać. Jednak najważniejsze są stworki, jakiekolwiek. Postaraj się znaleźć wszystkie. No i nie daj się zobaczyć.
            Gengar kiwnął głową trochę zawiedziony, jednak bez protestu pomknął w stronę magazynu. Poruszał się błyskawicznie, tylko na moment przyklejając się do cegieł, drzew, a na końcu do gładkiej ściany magazynu. Wsunął się w szczelinę pod dachem.
            – Sprytnie – pochwaliła Anka. – Myślisz, że uda mu się wszystko zapamiętać?
            – Warto spróbować. Idźcie przodem, mam nadzieję, że nie trafimy tu na jakiegoś pracownika.
            Przemknęli do końca składu i, na szczęście, nikogo po drodze nie zauważyli. Pozostało tylko przejść przez płot, co jeszcze kilka minut temu wydawało się trywialnym zadaniem, jednak teraz, tuż przed dwumetrową przeszkodą, okazało się trochę bardziej skomplikowane.
            – Panie przodem? – zażartował Sebastian.
            Dziewczyna spojrzała niepewnie na niego, a potem na ogrodzenie. Ciężko było poznać, czego bardziej się obawiała wysokości czy tego, że miała dość krótką sukienkę, która raczej nie nadawała się do podobnych wspinaczek. Szczególnie, gdy dwóch nastolatków znajdowało się na dole.
            Kamil widząc, że dziewczyna nie może się zdecydować, westchnął poirytowany.
            – Dobra, idę pierwszy.
            Potarł ręce i złapał się stalowych prętów. Rozmieszczone były dość wąsko, jednak dało się między nie wcisnąć buta, by oprzeć się na poprzecznych mocowaniach. Gorsze było to, że ogrodzenie nie było zbyt solidne i zaczęło się chybotać po tym jak chłopak zabrał się zbyt energicznie za wspinaczkę.
            – Nawet głuchy nas tu zaraz usłyszy – syknął Sebastian.
            – Jak chcesz, możesz mnie przenieść – odburknął Kamil.
            Przełożył nogę ponad trzęsącym się ogrodzeniem, potem następną. Udało się, teraz…
– Buuuu!
Kamil zobaczył tylko parę oczu i wielką fioletową twarz tuż przed jego nosem. Spadł na betonowe płyty, krzywo stanął i upadł jak długi. Ból błyskawicznie rozlał się po kostce, na szczęście w środku nic nie chrupnęło.
Chłopak ostatnim wysiłkiem stłumił przekleństwo. Leżał chwilę i walną pięściami ponad głową w beton. Kuba! – pomyślał. Zabiję go.
            – Nic ci się nie stało? – szepnęła Anka.
            – Raczej przeżyję – odpowiedział i podniósł się zawstydzony.
            Kulejąc, doczłapał jak najszybciej do ściany magazynu i usiadł za stertą palet. Poruszał stopą. Bolało, choć dało się wytrzymać. Gengar pojawił się obok niego i chyba pierwszy raz wyglądał, jakby żałował tego, co zrobił.
            – Musiałeś? – zapytał lodowato Kamil. – Po prostu nie mogłeś zmarnować takiej okazji, prawda?
            Drugi raz dzisiejszego dnia jego Pokemon dał mu się we znaki. Molo, płot, co jeszcze? Jak tak dalej pójdzie, to nie dożyje do wieczora. Jeżeli on był w czołówce trenerów w regionie, to tylko źle świadczyło o całej Lidze Indygo.
            – Pokaż, co widziałeś.
Na betonowej płycie wyrosła miniatura magazynu, tak jakby niewidzialna siła usypywała ją z różnokolorowego eterycznego piasku. Przez przezroczysty dach dało się zobaczyć, że budynek był właściwie niemal w całości opróżniony, pozostały tylko ostatnie skrzynie i szkielety blaszanych regałów, sięgające pod sam sufit. Kilku pracowników w czarnych uniformach poruszało się jak zapętleni, co kilka sekund teleportując się do punktu wyjścia – najwyraźniej Kamil patrzył właśnie na kilkusekundowe wycinki z różnych miejsc w magazynie, które były zlepione w jedną trójwymiarową iluzję. Ciekawe czy istniały jakiekolwiek komputery, który by podołały temu, co zrobił Kuba w ciągu kilku minut? – zapytał w myślach Jankowski. – Co o tym myślisz, Sebastianie? 
Mężczyźni bynajmniej nie wyglądali na zwykłych magazynierów – łysi, mocno zbudowani, o ponurych twarzach oraz, co najważniejsze, z kilkoma czerwonobiałymi kulami przy paskach. Jednak to nie oni zwrócili uwagę chłopca, a kobieta w turkusowej, koktajlowej sukience. Na głowie nosiła kapelusz z wielkim rondem, który przysłaniał jej twarz. Prędzej można było się tu spodziewać członka elitarnej czwórki, niż kogoś takiego.
            – Możesz ją przybliżyć?
            Iluzja rozsypała się na tysiące małych fraktali, po czym złożyła się z powrotem w trójwymiarowy model kobiety. Tylko że o ile nogi, czy nawet faktura sukienki były nieludzko dokładne, to niestety, twarz wyglądała tak jakby nierozgarnięty trzylatek próbował ulepić ją z plasteliny.
            – Co się stało? To przez kapelusz?
            Duch skinął głową, musiał wszystkiemu przyglądać się z góry. Chłopak jednak nie chciał go znowu wysyłać. Drugi raz mogliby go zobaczyć, szczególnie, że Pokemon schładzał powietrze wokół siebie i nawet małe dzieciaki wiedziały, że lepiej wtedy wziąć nogi za pas. 
            – A znalazłeś jakieś stworki? Poza tymi, które należą do tych dryblasów?
            Iluzja znów rozsypała się i tym razem duch pokazał samochód dostawczy zaparkowany w jednej z bram, po przeciwnej stronie magazynu.
            – Znalazł ją? – Kamil nawet nie zauważył kiedy Anka przycupnęła obok.
            – Kuba, co jest w tym busie?
            „Nie wiem” – tyle dało się wyczytać z gestów.
            – Widziałeś cokolwiek?
            „Nie”
            – Skąd w takim razie wie, że coś tam jest? – zapytała Anka.
            – Może wyczuł coś albo usłyszał. Albo chodzi o pole magnetyczne, duchy są na nie wyczulone. Mam rację, Kuba?
            „Nie wiem” – No tak, dlaczego miał wymagać od stworka, że będzie wiedział, co to jest pole magnetyczne.
– Musimy to sprawdzić, cały magazyn jest już właściwie opróżniony. Tylko że jest tam czterech facetów i jakaś kobieta. Mogą sprawić kłopoty.
– Kobieta? – zdziwiła się Anka.
– Miała niebieską sukienkę, kapelusz i świetne nogi. Spotkałaś ją wcześniej?
– To chyba niezbyt szczegółowy opis. Nawet jak na ciebie. Zresztą, mamy ważniejsze rzeczy na głowie.  
– Jak chcesz Kuba może ci ją pokazać, może to ważne. 
– Nie mamy czasu – rzuciła stanowczo.
Kamil nie nalegał więcej. Gdy Sebastian do nich dołączył, przeszli za magazyn do auta zaparkowanego w bramie. Jakim cudem nie zobaczyli go wcześniej? Biały dostawczak nadawał się co najwyżej na złom – poobijane boki, progi zjedzone przez rdzę. Pod podwoziem zwisała jakaś nieokreślona część.
Jankowski sprawdził drzwi od strony pasażera, jednak okazały się zamknięte. Wolał nie sprawdzać tych od strony kierowcy, w końcu byli już naprawdę blisko robotników ładujących towar, ktoś mógłby go zauważyć.
Wtedy usłyszał metaliczny zgrzyt dochodzący z magazynu. Ktoś zamknął jedną z aluminiowych rolet. Kamil przyłożył palec do ust i zaczął nasłuchiwać.
– Skończone – powiedział któryś z dryblasów. – Przeparkować tego grata i zamknąć bramę?
– Nie – odpowiedział kobiecy głos. Ten z pewnością pasowałby do iluzji niedawno wykreowanej przez Gengara. – Wychodzimy, ktoś się zaraz nim zajmie.
Kolejny zgrzyt i w magazynie zrobiło się cicho. Kamil ośmielił się wyjrzeć zza auta do wnętrza budynku. Wyglądało tak, jak przedstawił to Kuba, tylko że było znacznie ciemniej – najwyraźniej zgaszono świetlówki przymocowane do stalowej konstrukcji pod blaszanym dachem. W środku powietrze było ciężkie i gorące, mimo to Jankowskiego przeszedł zimny dreszcz. Spojrzał na cień pod nogami i wiedział już, gdzie był Gengar. 
– Pusto, sprawdźmy tylne drzwi.
Usłyszeli dźwięk odpalanego silnika ciężarówki. Potem następnej. Naprawdę nie mieli już czasu. Na szczęście tylne drzwi okazały się otwarte. Kamil nerwowo przeleciał wzrokiem po brudnym wnętrzu obitym cienkimi deskami, lecz nie było tam nic, poza półeczką nad nadkolem. We wgłębieniach leżały dwie kule i jakaś czarna kostka.
Czyli nie udało się, Estera przecież nie mogła być w kuli. Co teraz? Frontalny atak na kilkunastu ludzi, wśród których co najmniej kilku jest trenerami? Jeśli tak, to teraz. Kamil odwrócił się i już miał coś powiedzieć, gdy znieruchomiał z otartymi ustami.
Bo Anka zdawała się wcale nie przejmować tym, że Estery nie mogło być w kuli. Prześlizgnęła się obok Kamila i wybrała jedną z kul. Odetchnęła głęboko i wcisnęła przycisk otwierający.
Estera pojawiła się na podłodze. Jankowski był skołowany. Pokemon nie mógł ustać na nogach z wycieńczenia, ale na pewno należał do dziewczyny.
Nikt w końcu nie ucieszyłby się tak bardzo na widok tej rudej zołzy. Zamerdała z wysiłkiem różowym ogonem, który był rozdwojony na końcu. Anka uklękła przy niej i położyła dłoń na różowym łebku.
– Co oni ci zrobili? – zapytała łamiącym się głosem. – Zabiorę cię stąd, teraz schowam cię do kuli, ale zaraz się znów zobaczymy. Wszystko już będzie dobrze, obiecuję.
Kamil nie wiedział co powiedzieć. Przecież dobrze pamiętał słowa Sebastiana. „Nikt nie zabrał Ance kuli”. Spojrzał na dziewczynę, obawiając się najgorszego. Że znów go oszukała.
Estera po chwili wróciła do czerwono-białego mieszkanka, które Anka schowała w torebce. Wzięła drugą kulę w dłoń.
– Teraz twoja kolej.
– Moja? – Kamil w pierwszej chwili nie zrozumiał.
– Tak, przecież to dzięki tobie tutaj jesteśmy.
– Żartujesz sobie? Równie dobrze mogliście przyjść tu we dwójkę.
Mimo to wziął kulę do ręki. Miał jednak pytanie do Anki.
– Jak skradziono ci Esterę? – zapytał.
Zbyła go śmiechem, może nawet zbyt głośnym, zwarzywszy, że na zewnątrz ciągle znajdowali się ludzie. Za to w Sebastiana oczach dało się zobaczyć niepokój.
– Czy to teraz ważne? Już ją odzyskałam. Otwieraj, bo umieram z ciekawości, co za stworek jest w środku.
– Powtarzam, jak skradziono ci Esterę? – mimo że szeptał, jego słowa były ostre jak sztylety.
– Nie mówiłam ci? – zapytała zdziwiona. – Po turnieju poszłam razem z Sebastianem do Centrum Pokemonów. Wypuściliśmy tam stworki, w ogródku za budynkiem. Tam musieli ją złapać. Dlaczego teraz o to pytasz?
Starał się zachować spokój.
– Czyli nie zabrali ci kuli?
Wtedy zrozumiała.
– Bardzo dobre pytanie – powiedział ktoś wewnątrz magazynu. I nie był to Sebastian.
            Kamil wyszedł z samochodu z kulą w dłoni i w pierwszej chwili nie mógł uwierzyć w to, kogo zobaczył. Jego starszy brat był ostatnią osobą, którą spodziewałby się spotkać gdziekolwiek, a już najbardziej w pustym magazynie w Oranii. Minęło osiem lat, gdy zobaczył go po raz ostatni. Jak w ogóle tu się dostał? Wszystkie wejścia były zamknięte, a przecież Gengar pokazał Kamilowi cały budynek.
            – Robert? – zapytał, ale powietrze ledwie przebiło się przez zaciśnięte gardło. – Co… co ty tu robisz?
Powinien się ucieszyć, jednak był tak zszokowany, że do końca nie wierzył swoim oczom. Jeżeli miał kiedykolwiek kontrolę nad tym co się działo, to teraz całkowicie ją stracił.  
            – Zapytałbym ciebie o to samo, ale chyba sam tego do końca nie wiesz, prawda?
            Spojrzał na Kamila z dobrotliwą wyższością, zarezerwowaną tylko dla młodszego brata. Zmienił się przez te osiem lat. Kiedyś nie założyłby marynarki, nawet sportowej, poza tym musiał ostatnio chodzić na siłownię, gdyż był znacznie lepiej zbudowany, niż go zapamiętał.
– Kamil, nie słuchaj go – rzuciła desperacko Anka. – Wszystko ci wyjaśnię, tylko proszę, wyjdźmy stąd.
– Coś mi się wydaje, że już wyjaśniłaś wystarczająco wiele – przerwał jej Robert. – Nie uważasz, że mój brat zasługuje na trochę więcej, niż kolejne małe kłamstewko?
Dziewczyna nie odpowiedziała. Chciała dotknąć ramienia Kamila, jednak widząc jego spojrzenie, cofnęła rękę.
– Mów – rzucił chłopak.
– Bardzo chętnie. Twoja była dziewczyna, koleżanka, czy jak tam to sobie ustaliliście, oszukała cię i z tego co wiem, chyba nie był to jej pierwszy wybryk. Tylko że tym razem pomógł jej twój znajomy, który też jest tutaj z nami. – Sebastian wyglądał, jakby ktoś właśnie znalazł listę z jego najgorszymi kłamstwami i zamierzał ją przeczytać przed wszystkimi ludźmi, na których mu zależało. – Jednak najbardziej frapujące jest to, że aby uwiarygodnić swoje kłamstwo, Ania, mam nadzieję, że dobrze zapamiętałem, wykorzystała ulubionego stworka. Cóż za poświęcenie, nie uważasz? A to tylko po to, żebyś zdobył tę kulę przede mną.
– Anka, czy to prawda?
– Tak, ale musisz zrozumieć, że nie miałam wyjścia. Szantażowali mnie i obiecali, że nic ci nie zrobią. Miałam cię tu tylko przyprowadzić.
Odpowiedź Anki wydawała mu się absurdalna i od razu pociągała za sobą kolejne niewiadome.
– Kto cię szantażował?
– I tu Kamilku bym uważał – powiedział spokojnie Robert. Wydawał się dobrze bawić zastaną sytuacją. – Tego nawet ja nie jestem pewny, więc i ty nie będziesz po jej odpowiedzi. Teraz najważniejsze jest to, co trzymasz w ręce. A dokładnie to, co jest w środku.
– To znaczy?
Na twarzy Roberta zagościł szelmowski uśmiech, którego nie powstydziłby się najczarniejszy z charakterów. Kamil nie poznawał brata, jakby rozmawiał z kimś zupełnie obcym. To nie był on. To nie mógł być on.
– Czy nie lepiej przekonać się samemu?

Chłopak zważył kulę w dłoni, jakby próbował zgadnąć, co jest w środku. W końcu i tak chciałem ją otworzyć - pomyślał, kładąc palec na przycisku.