Rozdział 5 - Kolejne kłamstewko
Skład budowlany zastawiony był
zwojami przewodów, stosami prętów, cegłami i masą innych materiałów
pozostawionych w takim nieładzie, że mógłby tu się ukrywać legendarny Mew i
nikt by go nie znalazł nawet po dekadzie poszukiwań. Mogli więc odetchnąć z
ulgą. Ani ochroniarz, który wrócił już na swoje miejsce w budce, ani robotnicy
przed magazynem nie zobaczyli ich, gdy biegli ukryć się za pierwszym składem
pustaków.
– Spisałeś się, Kuba – powiedział Kamil. – Ale mam dla
ciebie jeszcze jedno zadanie.
Duch wyszedł z cienia Anki i stanął przed swoim trenerem.
Ten do tej pory nie mógł przyzwyczaić się do transformacji stwora, Pokemon
czasem zachowywał się jak ciecz i wydawało się że mógł wtedy przybrać
praktycznie dowolny kształt.
– Musisz wlecieć do tego magazynu i zapamiętać jak
najwięcej, tak by to nam pokazać. Jednak najważniejsze są stworki,
jakiekolwiek. Postaraj się znaleźć wszystkie. No i nie daj się zobaczyć.
Gengar kiwnął głową trochę zawiedziony, jednak bez
protestu pomknął w stronę magazynu. Poruszał się błyskawicznie, tylko na moment
przyklejając się do cegieł, drzew, a na końcu do gładkiej ściany magazynu. Wsunął
się w szczelinę pod dachem.
– Sprytnie – pochwaliła Anka. – Myślisz, że uda mu się
wszystko zapamiętać?
– Warto spróbować. Idźcie przodem, mam nadzieję, że nie trafimy
tu na jakiegoś pracownika.
Przemknęli do końca składu i, na szczęście, nikogo po
drodze nie zauważyli. Pozostało tylko przejść przez płot, co jeszcze kilka
minut temu wydawało się trywialnym zadaniem, jednak teraz, tuż przed dwumetrową
przeszkodą, okazało się trochę bardziej skomplikowane.
– Panie przodem? – zażartował Sebastian.
Dziewczyna spojrzała niepewnie na niego, a potem na ogrodzenie.
Ciężko było poznać, czego bardziej się obawiała wysokości czy tego, że miała
dość krótką sukienkę, która raczej nie nadawała się do podobnych wspinaczek.
Szczególnie, gdy dwóch nastolatków znajdowało się na dole.
Kamil widząc, że dziewczyna nie może się zdecydować,
westchnął poirytowany.
– Dobra, idę pierwszy.
Potarł ręce i złapał się stalowych prętów. Rozmieszczone
były dość wąsko, jednak dało się między nie wcisnąć buta, by oprzeć się na
poprzecznych mocowaniach. Gorsze było to, że ogrodzenie nie było zbyt solidne i
zaczęło się chybotać po tym jak chłopak zabrał się zbyt energicznie za
wspinaczkę.
– Nawet głuchy nas tu zaraz usłyszy – syknął Sebastian.
– Jak chcesz, możesz mnie przenieść – odburknął Kamil.
Przełożył
nogę ponad trzęsącym się ogrodzeniem, potem następną. Udało się, teraz…
–
Buuuu!
Kamil
zobaczył tylko parę oczu i wielką fioletową twarz tuż przed jego nosem. Spadł
na betonowe płyty, krzywo stanął i upadł jak długi. Ból błyskawicznie rozlał
się po kostce, na szczęście w środku nic nie chrupnęło.
Chłopak
ostatnim wysiłkiem stłumił przekleństwo. Leżał chwilę i walną pięściami ponad
głową w beton. Kuba! – pomyślał. Zabiję go.
– Nic ci się nie stało? – szepnęła Anka.
– Raczej przeżyję – odpowiedział i podniósł się
zawstydzony.
Kulejąc, doczłapał jak najszybciej do ściany magazynu i
usiadł za stertą palet. Poruszał stopą. Bolało, choć dało się wytrzymać. Gengar
pojawił się obok niego i chyba pierwszy raz wyglądał, jakby żałował tego, co
zrobił.
– Musiałeś? – zapytał lodowato Kamil. – Po prostu nie
mogłeś zmarnować takiej okazji, prawda?
Drugi raz dzisiejszego dnia jego Pokemon dał mu się we
znaki. Molo, płot, co jeszcze? Jak tak dalej pójdzie, to nie dożyje do
wieczora. Jeżeli on był w czołówce trenerów w regionie, to tylko źle świadczyło
o całej Lidze Indygo.
– Pokaż, co widziałeś.
Na
betonowej płycie wyrosła miniatura magazynu, tak jakby niewidzialna siła
usypywała ją z różnokolorowego eterycznego piasku. Przez przezroczysty dach
dało się zobaczyć, że budynek był właściwie niemal w całości opróżniony,
pozostały tylko ostatnie skrzynie i szkielety blaszanych regałów, sięgające pod
sam sufit. Kilku pracowników w czarnych uniformach poruszało się jak zapętleni,
co kilka sekund teleportując się do punktu wyjścia – najwyraźniej Kamil patrzył
właśnie na kilkusekundowe wycinki z różnych miejsc w magazynie, które były zlepione
w jedną trójwymiarową iluzję. Ciekawe czy istniały jakiekolwiek komputery,
który by podołały temu, co zrobił Kuba w ciągu kilku minut? – zapytał w myślach
Jankowski. – Co o tym myślisz, Sebastianie?
Mężczyźni
bynajmniej nie wyglądali na zwykłych magazynierów – łysi, mocno zbudowani, o
ponurych twarzach oraz, co najważniejsze, z kilkoma czerwonobiałymi kulami przy
paskach. Jednak to nie oni zwrócili uwagę chłopca, a kobieta w turkusowej,
koktajlowej sukience. Na głowie nosiła kapelusz z wielkim rondem, który
przysłaniał jej twarz. Prędzej można było się tu spodziewać członka elitarnej
czwórki, niż kogoś takiego.
– Możesz ją przybliżyć?
Iluzja rozsypała się na tysiące małych fraktali, po czym
złożyła się z powrotem w trójwymiarowy model kobiety. Tylko że o ile nogi, czy
nawet faktura sukienki były nieludzko dokładne, to niestety, twarz wyglądała
tak jakby nierozgarnięty trzylatek próbował ulepić ją z plasteliny.
– Co się stało? To przez kapelusz?
Duch skinął głową, musiał wszystkiemu przyglądać się z
góry. Chłopak jednak nie chciał go znowu wysyłać. Drugi raz mogliby go
zobaczyć, szczególnie, że Pokemon schładzał powietrze wokół siebie i nawet małe
dzieciaki wiedziały, że lepiej wtedy wziąć nogi za pas.
– A znalazłeś jakieś stworki? Poza tymi, które należą do
tych dryblasów?
Iluzja znów rozsypała się i tym razem duch pokazał
samochód dostawczy zaparkowany w jednej z bram, po przeciwnej stronie magazynu.
– Znalazł ją? – Kamil nawet nie zauważył kiedy Anka
przycupnęła obok.
– Kuba, co jest w tym busie?
„Nie wiem” – tyle dało się wyczytać z gestów.
– Widziałeś cokolwiek?
„Nie”
– Skąd w takim razie wie, że coś tam jest? – zapytała
Anka.
– Może wyczuł coś albo usłyszał. Albo chodzi o pole
magnetyczne, duchy są na nie wyczulone. Mam rację, Kuba?
„Nie wiem” – No tak, dlaczego miał wymagać od stworka, że
będzie wiedział, co to jest pole magnetyczne.
–
Musimy to sprawdzić, cały magazyn jest już właściwie opróżniony. Tylko że jest
tam czterech facetów i jakaś kobieta. Mogą sprawić kłopoty.
–
Kobieta? – zdziwiła się Anka.
–
Miała niebieską sukienkę, kapelusz i świetne nogi. Spotkałaś ją wcześniej?
– To
chyba niezbyt szczegółowy opis. Nawet jak na ciebie. Zresztą, mamy ważniejsze
rzeczy na głowie.
– Jak
chcesz Kuba może ci ją pokazać, może to ważne.
– Nie
mamy czasu – rzuciła stanowczo.
Kamil
nie nalegał więcej. Gdy Sebastian do nich dołączył, przeszli za magazyn do auta
zaparkowanego w bramie. Jakim cudem nie zobaczyli go wcześniej? Biały
dostawczak nadawał się co najwyżej na złom – poobijane boki, progi zjedzone
przez rdzę. Pod podwoziem zwisała jakaś nieokreślona część.
Jankowski
sprawdził drzwi od strony pasażera, jednak okazały się zamknięte. Wolał nie
sprawdzać tych od strony kierowcy, w końcu byli już naprawdę blisko robotników
ładujących towar, ktoś mógłby go zauważyć.
Wtedy
usłyszał metaliczny zgrzyt dochodzący z magazynu. Ktoś zamknął jedną z
aluminiowych rolet. Kamil przyłożył palec do ust i zaczął nasłuchiwać.
–
Skończone – powiedział któryś z dryblasów. – Przeparkować tego grata i zamknąć
bramę?
– Nie
– odpowiedział kobiecy głos. Ten z pewnością pasowałby do iluzji niedawno
wykreowanej przez Gengara. – Wychodzimy, ktoś się zaraz nim zajmie.
Kolejny
zgrzyt i w magazynie zrobiło się cicho. Kamil ośmielił się wyjrzeć zza auta do
wnętrza budynku. Wyglądało tak, jak przedstawił to Kuba, tylko że było znacznie
ciemniej – najwyraźniej zgaszono świetlówki przymocowane do stalowej
konstrukcji pod blaszanym dachem. W środku powietrze było ciężkie i gorące,
mimo to Jankowskiego przeszedł zimny dreszcz. Spojrzał na cień pod nogami i
wiedział już, gdzie był Gengar.
–
Pusto, sprawdźmy tylne drzwi.
Usłyszeli
dźwięk odpalanego silnika ciężarówki. Potem następnej. Naprawdę nie mieli już
czasu. Na szczęście tylne drzwi okazały się otwarte. Kamil nerwowo przeleciał
wzrokiem po brudnym wnętrzu obitym cienkimi deskami, lecz nie było tam nic,
poza półeczką nad nadkolem. We wgłębieniach leżały dwie kule i jakaś czarna
kostka.
Czyli
nie udało się, Estera przecież nie mogła być w kuli. Co teraz? Frontalny atak
na kilkunastu ludzi, wśród których co najmniej kilku jest trenerami? Jeśli tak,
to teraz. Kamil odwrócił się i już miał coś powiedzieć, gdy znieruchomiał z
otartymi ustami.
Bo
Anka zdawała się wcale nie przejmować tym, że Estery nie mogło być w kuli. Prześlizgnęła
się obok Kamila i wybrała jedną z kul. Odetchnęła głęboko i wcisnęła przycisk
otwierający.
Estera
pojawiła się na podłodze. Jankowski był skołowany. Pokemon nie mógł ustać na
nogach z wycieńczenia, ale na pewno należał do dziewczyny.
Nikt w
końcu nie ucieszyłby się tak bardzo na widok tej rudej zołzy. Zamerdała z
wysiłkiem różowym ogonem, który był rozdwojony na końcu. Anka uklękła przy niej
i położyła dłoń na różowym łebku.
– Co
oni ci zrobili? – zapytała łamiącym się głosem. – Zabiorę cię stąd, teraz
schowam cię do kuli, ale zaraz się znów zobaczymy. Wszystko już będzie dobrze,
obiecuję.
Kamil
nie wiedział co powiedzieć. Przecież dobrze pamiętał słowa Sebastiana. „Nikt
nie zabrał Ance kuli”. Spojrzał na dziewczynę, obawiając się najgorszego. Że
znów go oszukała.
Estera
po chwili wróciła do czerwono-białego mieszkanka, które Anka schowała w
torebce. Wzięła drugą kulę w dłoń.
–
Teraz twoja kolej.
–
Moja? – Kamil w pierwszej chwili nie zrozumiał.
– Tak,
przecież to dzięki tobie tutaj jesteśmy.
–
Żartujesz sobie? Równie dobrze mogliście przyjść tu we dwójkę.
Mimo
to wziął kulę do ręki. Miał jednak pytanie do Anki.
– Jak
skradziono ci Esterę? – zapytał.
Zbyła
go śmiechem, może nawet zbyt głośnym, zwarzywszy, że na zewnątrz ciągle
znajdowali się ludzie. Za to w Sebastiana oczach dało się zobaczyć niepokój.
– Czy
to teraz ważne? Już ją odzyskałam. Otwieraj, bo umieram z ciekawości, co za
stworek jest w środku.
–
Powtarzam, jak skradziono ci Esterę? – mimo że szeptał, jego słowa były ostre
jak sztylety.
– Nie
mówiłam ci? – zapytała zdziwiona. – Po turnieju poszłam razem z Sebastianem do
Centrum Pokemonów. Wypuściliśmy tam stworki, w ogródku za budynkiem. Tam
musieli ją złapać. Dlaczego teraz o to pytasz?
Starał
się zachować spokój.
–
Czyli nie zabrali ci kuli?
Wtedy
zrozumiała.
–
Bardzo dobre pytanie – powiedział ktoś wewnątrz magazynu. I nie był to
Sebastian.
Kamil wyszedł z samochodu z kulą w dłoni i w pierwszej
chwili nie mógł uwierzyć w to, kogo zobaczył. Jego starszy brat był ostatnią
osobą, którą spodziewałby się spotkać gdziekolwiek, a już najbardziej w pustym
magazynie w Oranii. Minęło osiem lat, gdy zobaczył go po raz ostatni. Jak w
ogóle tu się dostał? Wszystkie wejścia były zamknięte, a przecież Gengar
pokazał Kamilowi cały budynek.
– Robert? – zapytał, ale powietrze ledwie przebiło się przez zaciśnięte gardło. – Co… co ty tu
robisz?
Powinien
się ucieszyć, jednak był tak zszokowany, że do końca nie wierzył swoim oczom.
Jeżeli miał kiedykolwiek kontrolę nad tym co się działo, to teraz całkowicie ją
stracił.
– Zapytałbym ciebie o to samo, ale chyba sam tego do
końca nie wiesz, prawda?
Spojrzał na Kamila z dobrotliwą wyższością, zarezerwowaną
tylko dla młodszego brata. Zmienił się przez te osiem lat. Kiedyś nie założyłby
marynarki, nawet sportowej, poza tym musiał ostatnio chodzić na siłownię, gdyż
był znacznie lepiej zbudowany, niż go zapamiętał.
–
Kamil, nie słuchaj go – rzuciła desperacko Anka. – Wszystko ci wyjaśnię, tylko
proszę, wyjdźmy stąd.
– Coś
mi się wydaje, że już wyjaśniłaś wystarczająco wiele – przerwał jej Robert. –
Nie uważasz, że mój brat zasługuje na trochę więcej, niż kolejne małe kłamstewko?
Dziewczyna
nie odpowiedziała. Chciała dotknąć ramienia Kamila, jednak widząc jego
spojrzenie, cofnęła rękę.
– Mów
– rzucił chłopak.
–
Bardzo chętnie. Twoja była dziewczyna, koleżanka, czy jak tam to sobie
ustaliliście, oszukała cię i z tego co wiem, chyba nie był to jej pierwszy
wybryk. Tylko że tym razem pomógł jej twój znajomy, który też jest tutaj z
nami. – Sebastian wyglądał, jakby ktoś właśnie znalazł listę z jego najgorszymi
kłamstwami i zamierzał ją przeczytać przed wszystkimi ludźmi, na których mu
zależało. – Jednak najbardziej frapujące jest to, że aby uwiarygodnić swoje
kłamstwo, Ania, mam nadzieję, że dobrze zapamiętałem, wykorzystała ulubionego
stworka. Cóż za poświęcenie, nie uważasz? A to tylko po to, żebyś zdobył tę
kulę przede mną.
–
Anka, czy to prawda?
– Tak,
ale musisz zrozumieć, że nie miałam wyjścia. Szantażowali mnie i obiecali, że
nic ci nie zrobią. Miałam cię tu tylko przyprowadzić.
Odpowiedź
Anki wydawała mu się absurdalna i od razu pociągała za sobą kolejne niewiadome.
– Kto
cię szantażował?
– I tu
Kamilku bym uważał – powiedział spokojnie Robert. Wydawał się dobrze bawić
zastaną sytuacją. – Tego nawet ja nie jestem pewny, więc i ty nie będziesz po
jej odpowiedzi. Teraz najważniejsze jest to, co trzymasz w ręce. A dokładnie
to, co jest w środku.
– To
znaczy?
Na
twarzy Roberta zagościł szelmowski uśmiech, którego nie powstydziłby się
najczarniejszy z charakterów. Kamil nie poznawał brata, jakby rozmawiał z kimś
zupełnie obcym. To nie był on. To nie mógł być on.
– Czy
nie lepiej przekonać się samemu?
Chłopak zważył kulę w dłoni,
jakby próbował zgadnąć, co jest w środku. W końcu i tak chciałem ją otworzyć -
pomyślał, kładąc palec na przycisku.