Rodział 4: Kuba
Plan
okazał się całkiem prosty i nawet wykonalny, co trochę podbudowało Kamila. Musieli
tylko dostać się na tyły magazynu przez znacznie mniej strzeżony skład
budowlany, przejść przez płot i już na miejscu uporać się z którąś z bram do
magazynu. Tylko że przy okazji powinni stworzyć jakąś iluzję, która odciągnie
uwagę ochroniarza siedzącego w budce przy wjeździe do składu. I tu był
potrzebny Jankowski, a właściwie jego najświeższy nabytek.
– Skąd w ogóle wiecie, że mam Gengara? – zapytał zaskoczony.
– Kamil, proszę cię – Sebastian wyglądał na rozbawionego. –
Wykorzystałeś go w pojedynku w Parmanii. Zanim tamta walka się skończyła, trzy
osoby udostępniły informacje na jego temat. Jakby nie patrzeć, należysz do
czołówki trenerów w lidze, w dodatku nie masz zbyt wiele stworków, więc taka
wieść rozprzestrzeniła się dość szybko.
– Czasem zapominam jaki to jestem sławny – zadrwił. – Niestety,
mój Gengar, to znaczy Kuba, najwyraźniej o tym nie wie.
Kamil przyznał, że stwór nie zawsze bywał tak posłuszny, jak
powinien. Złapał go podczas sprzątania stajni dla Taurosów w Strefie Safari,
gdy zarabiał na spłatę stworków Anki i chyba żaden z podopiecznych nie
przysporzył mu nawet połowy kłopotów, które miał z nim do tej pory.
A to
dlatego, że duch uwielbiał żarty.
Już w Strefie Safari urosły one do rangi
problemu, z którym bezskutecznie (co akurat nie było dziwne) próbowały sobie
poradzić nawet władze Parmanii. Gengar rezydował w rezerwacie przez kilka
miesięcy i uwielbiał straszyć pracowników oraz zwiedzających. Na początku zadowalały
go zwykłe zabawy cieniem, czy wyszczerzanie białych jak śnieg zębów w mrocznych
zakamarkach, z czasem jednak jego dowcipy przybrały znacznie większą skalę.
Kiedyś napuścił na strefę wielkie, iluzoryczne bestie, które przepędził dopiero,
gdy wystraszyły większość zwiedzających i w dodatku oczekiwał za to pochwały.
Najbardziej jednak dał się we znaki, gdy utworzył urojony wulkan, a ogień,
który naprószył w komitywie z innym, najpewniej ognistym stworkiem, nagle
okazał się prawdziwy.
Gdy Kamil zaczął pracę w rezerwacie, stwór niemal od razu
się nim zainteresował. Tylko że chłopak miał już wtedy Cichą – samiczkę
Umbreona, która szybko dała duchowi lekcję dobrych manier i pozwoliła chłopcu
go złapać. Kamil do tej pory pamiętał tę ulgę pracowników. Szefostwo rezerwatu
było tak zadowolone, że w nagrodę umorzyło chłopcu część długu.
Można powiedzieć, że wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby
nie to, że stwór wcale nie spokorniał po tym, jak Jankowski go złapał. Pewnie
się dotrą, za miesiąc, dwa, jednak teraz Gengar mógł po prostu zniweczyć całą
akcję, bo akurat kogoś będzie chciał nastraszyć, bądź odleci w siną dal, by
podziwiać panoramę miasta. Przynajmniej do tej pory zawsze wracał, jednak chyba
bardziej z ciekawości, niż przywiązania do trenera.
– Ale spróbujesz? – zapytała Anka, jakby kompletnie nie
zrażona tym co powiedział Kamil.
– Jasne,
przecież nie mamy czasu – odparł cierpko. – Musimy tylko przejść gdzieś, gdzie nikt
nas nie będzie widział. Co jak co, ale Kuba zwraca na siebie uwagę.
Odeszli
od magazynu kawałek drogi, przeszli przez jedno skrzyżowanie i dopiero wtedy
znaleźli niewykorzystaną parcelę, która dość gęsto zarosła krzewami. Kamil
wypatrzył wąską ścieżkę. Przecisnęli się między gałęziami i po chwili byli
pewni, że żaden przechodzień, czy kierowca ich nie zauważy.
Wypuścił
Gengara i od razu zrobiło się odrobinę chłodniej. Ciemnofioletowe kuriozum wyglądało
jak świeżo wyciągnięte z koszmaru. Miało półtora metra wzrostu, krótkie,
masywne kończyny wychodzące z wielkiej głowy, szereg kolców na plecach i
wielkie spiczaste uszy. Najbardziej niepokojący był jednak uśmiech, który nigdy
nie schodził z płaskiego pyska, nie ważne czy stwór był zmartwiony, wesoły czy
zagniewany. Więcej dało się wyczytać z czerwonych oczu. Tym razem wyrażały zaciekawienie.
Stwór
spojrzał najpierw na Sebastiana, który przestraszony zrobił mimowolnie krok w
tył. Anka lepiej przeszła test. W końcu
trenowała Esterę, typy psychiczne, podobnie jak duchy, także spowijała niepokojąca
nutka tajemnicy. Choć z drugiej strony nikt nie słyszał o Espeonie czyhającym w
lesie, by wyssać życiową energię człowieka, bądź zjeść jego sen. Powiadano, że
niewiele jest doświadczeń gorszych od takiego ataku ducha.
–
Kamil, czemu on tak mi się przygląda? – wydukał Sebastian.
Stwór najwyraźniej
zaczął uważać, że Biesak powinien bać się jeszcze bardziej, jednak zanim coś
przedsięwziął, Kamil pacnął go w jedno z uszu, nie przejmując się nieprzyjemnym
chłodem, który poczuł w palcach.
– Kuba,
patrz na mnie – upomniał go. – To są przyjaciele, ich nie straszymy i nie
robimy dowcipów, a przynajmniej nie teraz. Dzisiaj zależy od ciebie naprawdę
dużo, więc słuchaj mnie uważnie. Musisz odciągnąć uwagę ochroniarza w budce
przed składem budowlanym.
Duch
spojrzał na niego pytająco.
–
Zaraz pokażę ci o kogo chodzi. Ważne jest to, jak masz odciągnąć tę uwagę. Sugerowałbym
jakąś ładną blondynkę, koniecznie w krótkiej spódniczce.
Gengar
poszurał niepewnie stopą, udając niewiniątko. W końcu wyciągnął zza pleców
iluzoryczne znaki ostrzegawcze. Na jednym znajdował się człowiek, którego duch
kopie w zadek, na drugim zaś pytajnik. Kamil westchnął. Znowu to samo. Czasem
wydawało mu się, że duch tylko dlatego jeszcze nie uciekł, gdyż podróżując z
nim, mógł straszyć jeszcze więcej ludzi. Chłopak, póki były to niegroźne żarty,
starał się patrzeć na nie przez palce, szczególnie, że niektóre były całkiem
zabawne.
– Tak,
gdy przejdziemy przez szlaban, będziesz mógł go nastraszyć – powiedział
zrezygnowany.
– Czy
aby na pewno powinieneś mu na to pozwalać? – Anka wyglądała na zaniepokojoną.
–
Spokojnie, nic wielkiego mu nie zrobi, prawda?
Gengara
uśmiech rozszerzył się szelmowsko.
– A spróbuj
tylko, a znów pogadasz sobie z Cichą. Twórz iluzję.
Duch potarł
łapę o łapę, zachichotał i obok Kamila pojawiła elegancka kobieta, w obcisłej
spódnicy, błyszczącej jak dyskotekowa kula. Była trochę wyższa od i tak dość
wysokiego chłopca. Ze szminką na ustach i fryzurą sztywną jak kawał styropianu
zdecydowanie bardziej pasowała do czerwonych dywanów i błysku fleszy, niż do
zarośli i postawnego szesnastolatka.
Kamil
aż przełknął ślinę. Nie dało się poznać, że była iluzją. Gengar musiał długo się
przyglądać prawdziwej modelce. Być może przesadził z urodą i niektórymi
walorami, jednak chłopak nie miałby serca obrzydzać dzieła.
– Nada
się – rzucił. – Próba generalna, niech powie „Z chęcią się z tobą umówię”.
Nawet
nie zwrócił uwagi na pobłażliwy uśmiech Anki. Miał większy problem. Kobieta
mówiła dziwnie nisko i dopiero po chwili zrozumiał, że słyszał własny głos.
–
Kuba, nie możesz tego naprawić? Wolałbym, by nie zwracała na siebie aż tak
uwagi.
Stwór pokręcił
głową.
– W
takim razie nie ma wyjścia. Anka, ty będziesz mówić.
– Ja?
Ale co mam powiedzieć?
Kobieta
powtórzyła pytania, jednak szorstki głos młodej czarownicy także do niej nie
pasował.
– Ja
przecież tak nie mówię – zaprotestowała dziewczyna, jednak po minie Kamila
zrozumiała, że właśnie się wygłupiła.
–
Spróbuj powiedzieć to trochę niżej. – Sebastian, mimo obecności ducha, wreszcie
odważył się znów odezwać. – Bardziej… nie wiem, zmysłowo?
– Sam
próbuj – powiedziała naburmuszona i założyła rękę na rękę.
Kamil
zapragnął usiąść na ziemi i powiedzieć, że on już ma tego dość i czeka na inne
propozycje. Mieli odbić stworka, a zatrzymywały ich dąsy i uszczypliwości. Jak
tak dalej pójdzie, będą się kłócić nawet pod bramą do magazynu, a potem pewnie
i na komisariacie.
– Nie,
to będziesz ty – powiedział twardo, czym zaskoczył Ankę. – Iluzja podejdzie do
tego ochroniarza, a ty spróbujesz go poderwać albo przynajmniej zagaisz krótką
rozmowę. Koniec.
Dziewczyna
zastanawiała się przez chwilę. Spojrzała na kobietę, która posłała jej całusa i
pomachała z filuternym uśmiechem.
– Nie…
ja nie dam rady. – Opuściła bezwiednie ramiona. – Nie umiem, nawet nie wiem,
jak miałabym zacząć.
– A
kto z nas trojga ma to wiedzieć? Z resztą nie musisz wiele mówić, wystarczy że
go zatrzymasz na góra pół minuty. Chyba chcesz odzyskać Esterę, prawda?
Imię
stworka podziałało na Ankę mobilizująco. Spróbowała odezwać się inaczej niż
zwykle.
–
Przepraszam, czy nie pomoże mi pan kopnąć się w zadek?
Poszło
całkiem nieźle, w głosie czuć było trochę kokieterii i szczyptę uroczej
nieporadności. Tak jak kiedyś, gdy Estera wróciła do zdrowia i Kamil zaczął
podróżować z dziewczyną.
– Może
być? – zapytała. – Zabrzmiałam wystarczająco głupio i bezbronnie?
– Tak
– odparł bez ogródek. – Wiesz co masz mówić?
– Nie,
ale coś wymyślę. Rozumiem, że Kuba będzie się trzymał niedaleko, by mnie
słyszeć? – Rozejrzała się. – W ogóle gdzie on zniknął, czuję chłód, ale go nie
widzę.
–
Spójrz pod nogi.
Cień
Anki pomachał swojej właścicielce. Duch miał naprawdę wiele sztuczek w
zanadrzu.
Wyszli
z zarośli, iluzoryczna kobieta z gracją szła przed nimi, jakby urodziła się do
chodzenia w wysokich obcasach. Przyciągała uwagę, kilku przejeżdżających
kierowców zwolniło, by się jej przyjrzeć. Kamil miał tylko nadzieję, że duch
nie skopiował kogoś znanego. Sam nie oglądał telewizji od wieków, ale miał
nadzieję, że Sebastian albo Anka powiedzieliby, gdyby Kuba stworzył kopię
jakiejś gwiazdy.
I gdy
wydawało się, że wszystko szło w dobrym kierunku, stało się coś, czego żaden
plan nie mógł przewidzieć. Kobieta weszła na skrzyżowanie tuż przed samochód.
Pisk opon przeszył powietrze, jednak było już za późno. Po chwili iluzja, a
właściwie jej połowa, wystawała z maski samochodu. W dodatku zatrzymała się,
jakby Gengar właśnie zastanawiał się, co powinno się wydarzyć.
– Kuba,
zróbże coś! – syknął przez zęby Kamil.
Duch usłyszał i naprawił błąd. Kobieta z kilkusekundowym
opóźnieniem niemo odbiła się od auta i wylądowała kilka metrów dalej, robiąc
przy tym trochę zbyt widowiskowe salto. Jankowski nie zastanawiał się długo. Doświadczenie
z trenerskich walk, gdzie nieraz trzeba było obracać plan o sto osiemdziesiąt stopni,
kolejny raz zaprocentowało.
– Anka i Kuba, czekajcie gdzieś w oddali. Musicie improwizować
– rzucił. Już w biegu dodał: – Kuba, zrób tak, żeby była ledwie przytomna, ale
ma żyć.
Sebastian z braku lepszego pomysłu pobiegł za Anką. Jak
zwykle, gdy działo się coś niepokojącego, Jankowski zostawał sam. Nie zrażając
się, zaczął krzyczeć w stronę kierowcy, że wszystko widział. Pochylił się nad
kobietą rozłożoną na asfalcie kilka metrów od maski samochodu.
– Co się stało? – wymamrotała głosem Anki.
Chłopak udawał, że ją uspokaja. Powiedział, żeby usiadła, co
ta posłusznie wykonała, choć chwiała się przy tym jak po kilku głębszych. Mężczyzna
wyszedł z samochodu wstrząśnięty, być może nawet nie zauważył błędu w iluzji.
Zwykły, szary pracownik w brudnym stroju roboczym – Kamil musiał to załatwić
tak, by człowiek nie zadręczył się tym wypadkiem.
– Nic się pani nie stało? – zapytał. – Wyszła mi pod same koła, nie
zdążyłem zahamować.
– Spokojnie – powiedział Kamil. – Zadzwonię po karetkę, pan
niech tu czeka.
Mężczyzna złapał się nerwowo za głowę. Wtedy też przybiegł,
a właściwie przytoczył się ochroniarz z budki – podstarzały pan z wielkim
brzuchem i ogorzałą twarzą. Zarzekał się, że wszystko widział i że to mężczyzna
jest winny. Gdy ten wszystkiemu zaprzeczył, chciał nawet startować do niego z
pięściami, oczywiście tylko przypadkiem upewniając się, czy piękność w
czerwonej sukni to widzi.
Kamil
wyczuł swoją szansę. Zadzwonił do dziewczyny i powoli się oddalał.
–
Niech panowie tu się nie biją, bo policja też zaraz przyjedzie – powiedział jeszcze
do dwójki, jednak nie zwrócili na niego uwagi.
Kamil musiał wymyślić w jaki sposób kobieta miała zniknąć,
by dać mu trochę czasu na ucieczkę. Może powinna zmienić się w olbrzymie stado
drobnych robaczków? Albo rozerwać sukienkę ukrytymi skrzydłami i odlecieć, ubrana
tylko w koronkową bieliznę? Tyle możliwości…
Anka
odebrała dopiero po piątym sygnale.
– Przechodzimy – powiedział Kamil. – Powiedz Kubie by nasza
gwiazda wstała i zatańczyła jakiś głupi taniec. Potem niech jakoś efektownie
zniknie, wybuchnie, coś wymyśl.
– Ja już jestem na miejscu z Sebastianem. A Kuba… wydaje mi
się, że właśnie cię uprzedził.
Piękność
unosiła się kilkanaście centymetrów nad ziemią, smagana strumieniami powietrza,
które zmierzwiły zdawałoby się nienaruszalną fryzurę. Jej oczy zapłonęły
szmaragdowym blaskiem, powolnym ruchem wyciągnęła ręce w stronę dwójki
oszołomionych mężczyzn. Ci nie czekali dłużej, tylko szybko wzięli nogi za pas.
– Czekajcie – powiedziała kobieta głosem Kamila, mimo że ten
milczał. – Z chęcią się z tobą umówię.